poniedziałek, 29 lutego 2016

Od Rakshy CD. Danielli

 - No, to mów, co tam u Ciebie no i oczywiście o najważniejszym - co, a raczej kogo chcesz zlikwidować?- spytała z uśmiechem na twarzy.
Zrobiłam głęboki wdech i zaczęłam mówić.
 - Ehh, a więc. Pamiętasz tamte lisy, którym kiedyś zrobiła na złość?
 - Kitsune? - spytała przekręcając głowę lekko w bok.
 - Jedna z nich mnie śledziła, chcę jej doje*ać.
Spojrzała na mnie z wyrzutem. No w sumie ma rację, to ja ich na nas wszystkich ściągnęłam. Dlatego teraz mamy przesrane. Mogłam im się nie narażać. Mogłam... ale byłam wtedy młoda i głupia, nie wiedziałam co robię. Teraz wszystkie Kitsune chcą się mnie pozbyć, tak jak wszystkie wilkołaki. Co ja miałam w głowie by zabijać Niebiańską Kitsune. Po co ja to robiłam? Co mi to dało? Nic... no dobra, satysfakcję.
Skinęłam głową, na znak, żeby za mną szła. Zaczęłam próbować go wytropić z zapachu, chyba wie, że chcę na niego zapolować. Świetnie maskuje swój zapach, ale ze mną nie ma tak łatwo. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę 2 dzielnicy. Z tam tond właśnie dobiegła ten ohydny lisi odór. Chyba zaraz nie wytrzymam.
Z tego co wiem, teraz schował się w jakiejś pobocznej uliczce. Poszłam tam z Daniellą obstawiającą tyły.
 - Proszę proszę, kogo my to mamy - uśmiechnęłam przyglądając się niskiej rudej dziewczynie.

< Daniella? Maj dir dokończ >

Od Rakshy CD. Adam'a

 - Że co?! Wypraszam sobie.
Wzburzony wskoczył na kanapę i podciągnął kolana pod brodę. Próbował wyglądać na obrażonego, co średnio mu wychodziło. Usiadłam koło niego i od nowa zaczęłam się przymilać.
 - I tak zmywasz.
Spojrzałam na niego zaskoczona, ja nie chcę zmywać. Nie lubię, to jest zue. Musze sobie w końcu kupić zmywarkę.
 - Niech ci będzie - mruknęłam wstając, przy okazji zabrałam mu pilot i wyłączyłam telewizor, a teraz cierp! Póki ja nie umyję garów, ty będziesz siedzieć na du*e.
 - Raksha, oddaj pilota. - wstał i powoli podszedł do mnie. Ja w tym czasie odkręciłam kran i nalałam do środka trochę płynu do naczyń.
 - Nie, chyba, że to ty pozmywasz - odwróciłam się do niego przodem i uśmiechnęłam się szeroko. A tak na marginesie to pilota schowałam do szuflady ze sztućcami.
Nic nie mówił, tylko wrócił na kanapę. Nie zwracałam na niego uwagi, póki nie wykonałam roboty.
Wyciągnęłam z szuflady pilota i włączyłam telewizor.
 - Adam, przez tydzień mam wolne, może zostaniesz u mnie na te kilka dni? Nie chcę się nudzić.
Spojrzała na mnie nieco zaskoczony. W sumie, nie żałuję, że się niego o to zapytałam, nie chcę siedzieć ten cały czas w mieszkaniu i tyć...

< Adam? Czo ty na to? >

Od Adama CD Rakshy

-Nie ma mowy! Zmywasz! - oznajmiłem łapiąc Rakshę w talii i zaniosłem ją do kuchni.
Kobieta, śmiejąc się, próbowała się uwolnić, jednak jej próby na nic się zdały. Ale gdy tylko ją puściłem ona pobiegła do łazienki i zamknęła się od środka.
-Rakshuś, i tak cię to nie ominie - powiedziałem spokojnie. - A teraz zachowujesz się doprawdy dziecinnie.
W odpowiedzi usłyszałem nieco stłumiony śmiech dziewczyny.
-Nie, to nie, poczekam.
Po tych słowach usiadłem obok drzwi łazienki i zacząłem po cichu liczyć.
-Dziewięćdziesiąt dziewięć... Sto - skończyłem liczyć i dokładnie w tym momencie  drzwi powoli się otworzyły.
-Minuta, czterdzieści sekund. Na więcej nie było cię stać? - powiedziałem wstając.
-Myślałam, że już zdążyłeś zasnąć.
-Że co?! Wypraszam sobie.
Wzburzony wskoczyłem na kanapę i podciągnąłem kolana pod brodę. Próbowałem wyglądać na na maksa obrażonego, ale nie wiem, jak mi to wyszło. Po chwili Raksha siedziała już obok mnie. Przysunęła się trochę bliżej.
-I tak zmywasz.
Uśmiech zniknął z jej twarzy.

<Raksha? Niezbyt ambitne, ale masz XD>

piątek, 26 lutego 2016

Od Danielli CD Rakshy

Raksha złapała mnie za rękę. Zachowywała się jak mała dziewczynka. Norma, nic nowego.
- Nie.- powiedziałam krótko.
Gdy chciałam odejść i wziąć swoją rękę, dziewczyna ścisnęła ją. Jej oczy były takie świecące, jak u małego dziecka.
- Proszę...
- Ehhhhhh... Nie wiem jak ty to robisz. Dobra, niech Ci będzie. Ale...
- Jeest!- odpowiedziała, przerywając mi- Nie ma żadnego, ale zgodziłaś się!
- Jest ale! Oczywiście po pracy. Znasz mojego szefa, czy nie, ale to jest wielki ham.
- Oj dobrze, dobrze już.
Poszłam dać innym klientom drinki czy inne 'przysmaki'. Wróciłam do Rakshy, przed którą stały dwa kolejne shoty.
- Dawaj. To za to, że się zgodziłaś- powiedziała, śmiejąc się.
- Niech Ci będzie, ale tylko jeden i szybko.
Myknęłam szybko drinka.
- Trochę mocne, ale nadal słabe.
- No jasneee, dla Ciebie wszystko jest słabe...
- Dobra, dobra. Spotkamy się po pracy.-szepnęłam i poszłam do szefa.
Wchodząc do tego pokoju, a nawet łapiąc klamkę, czułam dużą złość. Nie lubię go o coś prosić o cokolwiek i ogólnie z nim rozmawiać. Zapukałam i weszłam.
- Dzień dobry, a raczej dobry wieczór. Chciałabym dzisiaj wcześniej wyjść. Mogę jutro zostać dłużej, aby odpracować dzisiaj i...
- Dobrze-powiedział przerywając mi- możesz wyjść wcześniej, jeśli nie będzie dużo klientów.
- Dziękuję.
Wyszłam, wreszcie.
- To o której?- spytałam Rakshy.
- Nie wiem, o której kończysz pracę?
- Zależy ile będzie klientów, ale raczej około 21 powinnam dać radę.
- Okej, to jesteśmy umówione. Przyjdę pod bar.- powiedziała radośnie, po czym wyszła.
* * *
Spojrzałam na zegarek- 20.50. Rozejrzałam się- klientów nie ma, pustki. Przebrałam się i wyszłam. Raksha czekała już przed barem.
- No, to mów, co tam u Ciebie no i oczywiście o najważniejszym- co, a raczej kogo chcesz zlikwidować?- spytałam z uśmiechem na twarzy.
Przez te kilka godzin jakoś zrobiła mi się ochota, na jakąś zabawę...

<Raksiu? :D Dziękuję za odpisanie kochana :*>

Od Rakshy CD. Adam'a

Godzina szesnasta. Mam tydzień wolny od pracy gdyż... Był pożar, fajnie nie? Tylko, że będę miała mniejszą wypłatę w następnym miesiącu. Ehh, trudno, przeboleję. Swój wolny czas spędzę z Adam'em, nie mam zamiaru się nudzić. I myślę, że z nim nie będę.
W domciu... 
Otworzyłam drzwi, a tam co? Pierwsze co mnie spotkało na wejściu, to zapach spaghetti. Zamknęłam szybko drzwi i popędziłam do kuchni, mam nadzieję, że nie podpalił mi mieszkania.
 - Wróciłaś! - krzyknął na powitanie, rozkładając ręce. Muszę przyznać, do twarzy mu było w fartuszku. Jeszcze wymachiwał szmatką, którą trzymał w prawej dłoni.
 - Coś zrobił? - spytałam ściągając kurtkę i wieszając ją na wieszaku.
 - Obiad! - wrzasnął entuzjastycznie, zamykając mnie w szczelnym uścisku.
Spojrzałam na górę naczyń w zlewie.
 - Ja to będę musiała zmywać? - jęknęłam niezadowolona, odrywając się od mężczyzny.
 - Najpierw zjesz - uśmiechnął się i nałożył mi trochę spaghetti na talerz. Wyciągnął widelec i zaniósł to na stół. - Smacznego!
Zajęłam swoje miejsce, wzięłam niepewnie widelec do ręki i nabrałam na niego trochę makaronu. Spróbowałam.
Adam patrzył na mnie uśmiechnięty, chciał znać moją reakcję.
 - Du*y nie urywa - uśmiechnęłam się drugi raz nabierając makaronu. - Mistrzem to ty nie zostaniesz... Chociaż, jest zjadliwe.
Popatrzył na mnie wzrokiem mówiącym: "Gardzę tobą!".
 - ZMYWASZ! - rzucił szmatkę na stół po czym usiadł na kanapie i zaczął grzebać w kanałach.
Ja natomiast zjadłam w pośpiechu swoją porcję, by następnie podejść do Adama, usiąść na podłodze i zacząć się do niego przymilać. Ciekawe czy teraz podziała.
 - Adaś...
 - Nie - mruknął wgapiając się w ekran telewizora.
 - No Adaś! - złapałam go za rękę i ściągnęłam na podłogę z kanapy. - Nie rób mi tego!
Rzuciłam się na niego, tuląc się do jego brzucha.  Można było powiedzieć, że prawie... PRAWIE, na nim leżałam.


< Adam? Raksha sue naćpała ;-; >

Od Adama CD Rakshy

-Przepraszam bardzo, jestem gościem! - powiedziałem udając oburzonego.
-Wali mnie to! - roześmiała się Raksha.
Zmarszczyłem brwi i zacząłem jeść śniadanie. Chwyciłem sól, żeby trochę doprawić, bo szefem kuchni to ona nie jest. I kto to mówi? Sam gotowałem parę razy w życiu i najsmaczniejsze to to nie było.
-Nie smakuje?
-Ależ skąd, smakuje. Ale mogłoby smakować lepiej.
-Spie*alaj - żachnęła się.
-Dobra, nie spinaj się. Bardzo smaczne.
Po skończonym śniadaniu podziękowałem i pozmywałem. Tak, to ostatnie jest do mnie niepodobne, ale skoro Raksha mi zrobiła śniadanie, to chyba mogłem się na to zdobyć.
Po tej czynności podszedłem do szafki na książki i wyjąłem tę największą - kucharską. Miała chyba z tysiąc stron!
Usiadłem na stole i otworzyłem książkę na kolanach. Ciasto? Nope. Zapiekanka? Nie... Coś, czego nazwy nawet nie potrafię przeczytać? Lepiej nie. Spaghetti? Dobra, niech będzie. Czego potrzebuję? Sosu i makaronu. No kto by się spodziewał?
Założyłem wczorajsze ubranie i wyszedłem na dwór. Po paru minutach byłem w sklepie. Krążyłem dłuższą chwilę między alejkami w poszukiwaniu koncentratu, ziół i makaronu, potem poszedłem do kasy, aby zapłacić. Było drogo, ale cóż poradzić - mus to mus.
Gdy byłem w domu spojrzałem na zegarek. Czternasta. Dobra, zacznę teraz, najwyżej wsadzę do lodówki.
Oparłem książkę kucharską o ścianę i wziąłem się do dzieła.

<Rakshuś? Smacznego 8) Oszczędziłam ci opisów nieudolnego gotowania Adasia :')>

Od Rakshy CD. Danielli

 - W czymś pomóc? Coś podać? - spytała dziewczyna gdy podeszłam do baru.
 - Tak, pomożesz mi coś... zlikwidować? Coś nie mam dzisiaj farta - uśmiechnęłam się po czym poprosiłam drugiego barmana o dwa shoty - ty też się napijesz.
 - Raksha - szepnęła - po pierwsze, jestem w pracy i nie powinnam pić...
 - A niby dlaczego? - przerwałam jej.
 - A po drugie - popatrzyła na mnie gniewnie - nie będę ci pomagać zabijać niewinnych ludzi.
Popatrzyłam na nią błagalnym wzrokiem, w tym czasie dostałam to co chciałam. Wzięłam jeden kieliszek do ręki i wypiłam na raz. Później drugi, i przed wlaniem w siebie jej zawartości spojrzałam na nią pytająco. Gdy się nie zgodziła, ten też wypiłam.
 - Noo proszę zgódź się! - złapałam ją za rękę i zaczęłam trząść jak mała dziewczynka.


<Dani? Chciałaś to masz, nie miałam weny na więcej >

Od Rakshy CD Adam'a

Obudziły mnie promyki słońca padające przez okno. Jak zwykle zapomniałam je zasłonić. Zrzuciłam z siebie kołdrę i poszłam do kuchni. Później jednak się opamiętałam i poszłam najpierw do łazienki. Patrząc w lustro widziałam karła z krzakiem na głowie. Złapałam za szczotkę i szybko rozczesałam kudły. Przy okazji przemyłam sobie jeszcze twarz i dopiero wtedy poszłam do kuchni.
Wczoraj przebierałam się w piżamę w pośpiechu, więc co za tym idzie? Ubrałam tylko górną część. Plus jest taki, że miałam chociaż ubrane majtki, więc aż tak tragicznie nie było.
Wchodząc do pomieszczenia zauważyłam Adam'a rozwalonego na kanapie. Jak śpi to wygląda przynajmniej normalnie.
Chwila... mam kuchnię połączoną z salonem, może powinnam ubrać tą dolną cześć od piżamy?
A dobra, pie*ole, nie chce mi się. Nastawiłam sobie wodę na kawę, po niej nie będzie mi się chciało tak bardzo spać jak teraz.
 - Co na śniadanie? - spytał Adam ziewając.
Odwróciłam się gwałtownie do tyłu i zauważyłam chłopaka z klejącymi się oczami, wyglądał na zaspanego, to po kiego wstawał?!
 - To co sam sobie zrobisz? - odpowiedziałam na jego pytanie pytaniem i usiadłam na blacie uśmiechając się chytrze.
 - No Rakszuś - mruknął niezadowolony, podpierając się głową o szafkę.
 - Tam jest lodówka - wskazałam na sprzęt - znajdziesz tam między innymi mleko, jajka, majonez, masło, ser... - zaczęłam wymieniać gdy ten mi przerwał.
 - To zrób dla mnie coś niesamowitego z tych produktów.
Bez zastanowienia zeszłam z blatu i wyciągnęłam pięć jajek, prócz tego wzięłam jeszcze patelnię z piekarnika (nie pytajcie dlaczego się tam wzięła). Postawiłam ją na ogniu i... ehh, nie będę tłumaczyć jak się robi jajecznicę.
Gdy skończyłam przełożyłam posiłek na dwa talerze, wyciągnęłam kilka kromek chleba i dwa widelce.
 - Smacznego - uśmiechnęłam się - ty robisz kolację.
Wzięłam sobie kubek z kawą i podeszłam do stołu.


< Adam? >

Od Adama CD Rakshy

-Pewnie, że zostaję. Nie chce mi się iść do domu. Spaaaaać - jęknąłem idąc do szafy.
Chwyciłem parę koców i ulokowałem się prawie wygodnie na kanapie w dużym pokoju. Owinąłem się dokładnie i chciałem włączyć telewizor, ale nigdzie nie było pilota. Wstałem i włączyłem go przyciskiem.
Leciała akurat jakaś telenowela Co to ma, ku*wa być?! Ale dobra, spróbuję to przełknąć, przecież nie mam jak zmienić kanału.
Nie, po trzech minutach stwierdziłem, że to był zdecydowanie zły pomysł. A nawet fatalny. Tak, zdecydowanie fatalny. Co mnie do tego nakłoniło?!
Znowu wstałem i wyłączyłem telewizor. Co za gówno.
Poszedłem na chwilę do sypialni Rakshy. Jej kołdra leżała na ziemi a ona sama kuliła się z zimna. Podniosłem kołdrę i okryłem dziewczynę. Uśmiechnąłem się delikatnie i wróciłem na kanapę.
Otuliłem się kocami bo, nie ukrywam, nie było zbyt ciepło i zapadłem w sen.

~*~

Gdy rano się obudziłem Raksha już krzątała się po kuchni.
-Co na śniadanie? - spytałem ziewając.

<Raksha? Gotuj miii XD>

Od Adama CD Mary

-W takim razie nie będę ci już przeszkadzać - oznajmiłem odwracając się od Mary i ruszyłem w stronę miasta. - Do zobaczenia.
-Poczekaj!
-Hm? - zatrzymałem się w pół kroku i odwróciłem w stronę dziewczyny.
-Czy..? To znaczy, nie, już nic.
Wzruszyłem ramionami i zniknąłem między drzewami.
Po dwóch minutach byłem już w siódmej dzielnicy. W zasadzie, to nie miałem tam co robić, więc po prostu zacząłem się przechadzać po ulicach. A tam było po prostu pięknie - wszędzie porozrzucane śmieci i tego typu atrakcje.
Miałem właśnie wejść do sklepu, ale zgadnijcie, na kogo wpadłem!
-Przepraszam! - powiedziała Mary, a potem podniosła wzrok i zobaczyła nikogo innego, jak Demona spotkanego jakieś pół godziny temu.
-No dzień dobry! Co za zbieg okoliczności.
W odpowiedzi parsknęła śmiechem. Powiedziałem coś śmiesznego? Nieważne.
-A więc... Co u ciebie? Tak dawno się nie widzieliśmy. - to ją rozbawiło jeszcze bardziej. No cóż, o gustach się nie dyskutuje. - Tarasujesz przejście.
Za Mary ustawiła się już spora linia wkurzonych klientów, którzy chcieli wyjść.


<Przepraszam, że tak długo, ale byłam chora, a potem pojawiły się małe problemy techniczne :/>

niedziela, 21 lutego 2016

Od Rakshy C.D Adam'a

 - No okej, jesteśmy w domu, miałaś zamknąć drzwi. Idziemy gdzieś, czy zostajemy? - mruknął.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, MA SPRZĄTAĆ!
 - A kto to posprząta? - wskazałam na ubrudzoną sofę, za chwile zaschnie i będę miała zaj*ście wielką plamę...
 - Ty - uśmiechnął się odkładając ręcznik na fotel.
 - Ehh, zaraz powiem gdzie pójdziemy, tylko to wyczyszczę - wstałam i poszłam do łazienki.
Ileś tam później...
 - Okey, skończyłam.
Podniosłam się z podłogi i spojrzałam na moje dzieło. Plama zniknęła, łuuu huuu! Za pomocą wody i mydła, ale jakoś się wyczyściło. W tym czasie Adam zdążył gdzieś spier*ić. Ale szukać mi się go nie chce. Pójdę spać...
Wchodząc do sypialni zauważyłam coś, czego nie miałam ochoty zauważyć. Adam leżał w moim łóżku w samych bokserkach. W MOIM ŁÓŻKU! KTO POZWOLIŁ?! Teeego było już za wiele.
Zepchnęłam go kopniakiem z posłania, upadł na twarz, jeśli się nie mylę. Nie myliłam się.
 - Rakshaaaaaa - jęczał - spać nie można?
 - W moim łóżku?! - krzyknęłam patrząc na niego z góry.
 - Innego nie było - mruknął jednocześnie podnosząc się z ziemi.
 - Moja podłoga cię lubi, może się z nią zaprzyjaźnisz? - spytałam podnosząc jego ubrania z podłogi. Ja sprzątam, a ten śpi. Zdecydowanie bardziej nadaje się do biegania po lesie, niż mieszkania w mieście.
Rzuciłam w niego spodniami i koszulką, po czym padłam jak kłoda na łóżko, jestem zmęczooooona.
 - Jeśli chcesz możesz iść - mruknęłam przytulając się do poduszki - albo możesz zostać na noc,zaprzyjaźnić się z podłogą? Koce są w szafie.

< Adam? Zostajesz czy spier*asz? >

środa, 17 lutego 2016

Od Adama CD Rakshy

Chwyciłem kawałek ręcznika papierowego i zacząłem się wycierać. Wielka mi różnica, i tak już byłem mokry.
Po jakichś pięciu minutach papier zupełnie nasiąkł wodą, więc... Rzuciłem nim w Rakshę. To za sprzątanie!
-EJ! - krzyknęła prawie spadając ze stołu.
Ja jednak udawałem, że tego nie zauważyłem i urwałem kolejny kawałek ręcznika.
-Adam, debilu, jesteśmy sami w domu.
Rzeczywiście.
Chwilę potem sam dostałem mokrym papierem.
-Ej! A to za co?! - oburzyłem się.
-Żartujesz sobie?!
-Całe życie - oznajmiłem i się uśmiechnąłem. - Wracam za chwilkę.
Podniosłem się z kanapy i udałem się do łazienki, bo skończyły się ręczniki (XD). Chwyciłem jakiś tam ręcznik z szafy i dokładne wytarłem głowę. Potem zdjąłem koszulkę, wycisnąłem ją nad umywalką i założyłem z powrotem. No, od razu lepiej.
Z ręcznikiem przewieszonym przez  ramię wróciłem do dużego pokoju.
-No okej, jesteśmy w domu, miałaś zamknąć drzwi. Idziemy gdzieś, czy zostajemy? - mruknąłem.



<Raksha? Nawet nie wiesz, jakie to było trudne, ale, kuwra, skończyłam.>

sobota, 13 lutego 2016

Od Evie CD. Reiko

Jako wilk biegłam przez las starając się zgubić goniącego mnie łowcę. Tylko jak ta kanalia mnie wywęszyła? Ostrożna zamiana w wilka pośród drzew przed tym rozejrzenie się czy nikogo nie ma w pobliżu i nagle nóż rzucony we mnie. Na szczęście trafił w drzewo stojące za mną. Po jakimś czasie zwolniłam tempa gdy usłyszałam, że kroki za mną ucichły. Postanowiłam wrócić do ciała człowieka. Po kilkunastu sekundach już spokojnie kroczyłam jednak nadal dyszałam. Zmęczona oparłam się o drzewo i włożyłam ręce do kieszeni kurtki. Głową również przywarłam do pnia po czym spojrzałam w górę, zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę przez chwilę jeszcze dysząc. Nagle dobiegł do moich uszu dźwięk zamykania ze złością książki. Otworzyłam gwałtownie ślepia i spojrzałam w stronę z której dochodził odgłos czyli gęstwina krzaków oddalona ode mnie o kilak metrów. No nie, tylko żeby to nie był ten łowca tak samo jak wcześniej nie chce mi się walczyć teraz z nim. Wydałam z siebie głos jak by warczał wilk. Chwyciłam rękojeść kukri i już je lekko wyciągnęłam. Odeszłam od drzewa i przyglądałam się krzakom. Zaczęły się ruszać jak by ktoś pomiędzy nimi się przeciskał. Nagle z zarośli wyszła kobieta. Odruchowo wyjęłam moją broń i wyprostowałam rękę w kierunku dziewczyny. Ta cofnęła się kilak kroków do tyłu i podniosła ręce do góry na wysokość swojej głowy.
- Hej, spokojnie. Jakoś nie mam w planach cię zabić, no chyba, że jakoś mi podpadniesz- powiedziała kobieta i zaśmiała się lekko. Przyjrzałam jej się dokładniej. Nawet wysoka dziewczyna z srebrnymi włosami i błękitnymi oczami. Co najbardziej przykuło moją uwagę to długa katana którą miała za sobą.
- Czyżby? A może łowca?- zapytałam. W tych czasach ostrożności nigdy za wiele.
- O nich mówisz? Nie, to nie moja działka. Raczej ich zabijam- powiedziała i odeszła od mojego ostrza o kilka kroków w bok i w tył. W sumie nie czułam by pachniała jak oni. Ich zapach poznam wszędzie, a skoro nie czułam tego od niej to raczej wykluczałam tą opcje. W takim razie wilkołak, tylko jaki? Nie biorę pod uwagę normalnych ludzi, oni się w te rejony nie zapuszczają, a ona mi nie wygląda ogółem na zwykłego człowieka. Skorzystałam z mojego węchu który jako człowiek nie jest może tak skuteczny jak jestem wilkiem, ale dzięki niemu udaje mi się czuć więcej niż przeciętny człowiek. Do demona mi nie pasowała. Zapach się nie zgadzał, też mają tak swój… Charakterystyczny. Może wojownik jak ja? Nie, magię jednak czułam w niej. W takim razie zostaje żywiołak. No i by się zgadzało. Tylko jak by jeszcze coś ze swoim żywiołem pokazała. Kiedy mniej więcej określiłam kto to może być, schowałam swoje kukri i wyciągnęłam rękę w stronę dziewczyny.
- Evie. Evie Frye- powiedziałam. Kobieta popatrzyła na mnie niepewnie po czym uśmiechnęła się lekko i chwyciła moja ręką potrząsając nią delikatnie.
- Reiko White, ale możesz mi mówić Rei. Czy ty jesteś wilkołakiem? Wiesz, zapach- rzekła.
- Dokładnie, ale magia za to nie jest moją działką. Jestem wojownikiem- odpowiedziałam.
- Żywiołak- powiedziała Reiko by wyrównać szalę informacji. Czyli miałam rację. Uśmiechnęła się delikatnie i skinęłam głową.
- Ty jesteś w tych terenów?- zapytałam. Aż dziwne, że tak pytam tą dziewczynę. Zwykle siedzę cicho na początek, ale jak widać ostatnio nie miałam jakoś czasu z kimś pogadać z mojego przedziału wiekowego więc teraz się chyba wygadam trochę. Ale i tak nie wiem do końca czy ma również dwadzieścia lat, lecz wyglądała na około tyle. Choć pewnie mi zaraz przejdzie.
- Nie, z innych. A właśnie, jest ktoś kto tu rządzi i tak dalej?- zapytała Rei. Powiedziałam, że zaprowadzę ją może do Alfy żywiołaków, raczej logiczne skoro ona nim jest. Zgodziła się, więc ruszyłam w stronę miasta i domu Danielli, jednak nie chciałam tam wchodzić. Nie czułam takiej potrzeby. Podczas drogi Reiko wyglądała jak by chciała się do mnie odezwać, lecz ja jakoś nie specjalnie tego oczekiwałam. Mówiłam, że ten zapał do rozmowy mi zaraz przejdzie? I tak nie wiem jakim cudem powiedziałam, że mogę ją zabrać do Alfy żywiołaków. Coś ze mną ostatnio nie tak. Ja, jak to ja nuciłam sobie jakieś piosenki pod nosem. Szłyśmy nadal przez las, cisza nadal trwała. W końcu ją przerwało burczenie mojego żołądka.
- Cho*lera. Wybacz, ale głodna jestem. Upoluję sobie jakiegoś jelenia. Poczekaj- rzekłąm szybko i momentalnie zmieniłam się w brązową waderę. Nagle jednak obok mnie stanęła biała wadera, Rei.
- To ci pomogę może. Ja też głodna się zrobiłam, a to zawsze jakaś mała przygoda z nowo poznaną osobą- powiedziała. Zgodziłam się i zaczęłam wraz z panną White szukać zapachu zwierzyny. Nadal jednak nie wiem co we mnie jest dziś. Normalnie to bym już odeszła. Może moja sumienna rekompensata za to, że tak na nią naskoczyłam? Nie wiem do końca, ale po mimo to i tak do końca jej jeszcze nie ufam, na pewno nie po takim krótkim czasie. No i nie wiem czy to jakakolwiek rekompensata, i tak myślę, że słusznie zrobiłam w tedy. Ku*rde, co ja takie mieszane uczucia ostatnio mam?


<Reiko? Ja przepraszam za tak beznadziejne opowiadanie, ale nie umiem zbytnio pisać kiedy nie ma ciekawej akcj i dodatkowo nie wiedziałam jak tu wpleść coś interesującego xd. Ale myślę, że dalsze opowiadania będą lepsze xd.>

środa, 10 lutego 2016

Od Mary cd Adam'a

-Owszem- powiedziałam. Popatrzyłam na chwilę na książkę, po czym podpaliłam- I odpowiadając na jedno z twoich pytań. Nic nie czytam. Je*any badziew, zmarnowane pieniądze.
-Skoro sama ją kupiłaś to powinnaś wiedzieć o czym jest.- wzruszył ramionami.
-Polegałam na innej osobie, ale ona jak widać nie ma gustu. Muszę znaleźć nową znajomą. Co tu właściwie robisz?- spytałam po chwili, skupiając się na otaczającej go aurze.
-Ja chciałem się tylko przejść, potem usłyszałem jakiś głos.
-Mam głos jak megafon czy jak?- zażartowałam sama do siebie.
-Robisz tu coś innego oprócz czytania i rzucania w innych książkami?
-Hm, aktualnie nie. Musiałam zabić czas, czekam na coś. Pomyślałam, że taki „spacer”, jak to ujmę zgubi te kilka godzin, a najwyżej coś spalę, ogień jest dość fascynujący. Szczególnie dla mnie
-Żywiołak ognia, jeśli dobrze odebrałem. Jeszcze ma on dla ciebie jakieś tajemnice?
-Ogień zawsze będzie je miał. Jest bardzo fascynujący. Może być przydatny lub wyrządzić wiele zniszczeń i zranić tyle osób.- powiedziałam zerkając na dopalającą się książkę. Chciałam zadać mu pytanie, ale on wypalił z jakimś pierwszy.
-Czekając na coś czytasz takie pierdoły? Na co trzeba czekać, żeby pozwolić się tak zanudzić.
-Dlaczego ciągle zadajesz pytania?- spytałam
-Mam takie upodobanie, hm?
-Eh, gdy tylko zrobi się ciemno planowałam wyrwać się na miasto aby coś, jakby to ująć... Może po prostu nagły przypływ adrenaliny, ale to raczej nic ciekawego. Zwykła gierka w kotka i myszkę po całej okolicy i obserwowanie bezradnych min smerfastych.- zaśmiałam się cicho.
Adam przez chwilę nic nie odpowiedział. Zdążyłam się zastanowić dlaczego „per Artysta”, ciekawe skąd go tak nazywają.



Adam? Wybaczam wszystko , jeśli ty mi wybaczysz tak nędzne opo xd

wtorek, 9 lutego 2016

Od Evie

Znów to samo. Siedziałam na krześle w moim dawnym mieszkaniu i ten głos.
- To twoja wina, że się rozwiedli! Tylko twoja! To ty jesteś winna!- powtarzał ten ochrypnięty głos.
- N-nie, jak możesz tak mówić! To nie moja wina tylko mojej matki! To nie ja!- krzyknęłam na cały głos przez łzy.
- Tylko twoja wina! To przez ciebie!- krzyczał głos.
A jednej chwili otworzyłam oczy i podniosłam gwałtownie swój korpus. Pochyliłam głowę w stronę kołdry i zaczęłam dyszeć, a serce waliło mi jak oszalałe ze stresu. Znów ten koszmar. Ile razy jeszcze coś takiego mi się przyśni? Wcześniej liczyłam je, z ciekawości. Teraz to już straciłam rachubę. Wypuściłam w płuc powietrze tak, ze kołdra zafalowała. Rozejrzałam się po pokoju próbując się uspokoić. Z mojej szafki nocnej wzięłam czarne okulary i założyłam je na nos. Teraz o wiele lepiej oglądać świat. Odrzuciłam kołdrę do ściany po czym wstałam z łóżka i przygotowałam sobie ubranie na dziś. Ubrana ruszyłam w stronę łazienki i zaczęłam poranną toaletę którą skończyłam na uczesaniu włosów. Weszłam do kuchni i przygotowałam sobie płatki z mlekiem. Poranek jak poranek. Jednak byłam ciągle zmęczona tym koszmarem. Nie mam już siły na niego. Po udanym posiłku włożyłam naczynia do zlewu i udałam się po swoją czarną torbę z białą gwiazdą i księżycem. Leżała spakowana przy komodzie więc chwyciłam ją szybko w rękę i poszłam do holu. Upewniłam się czy wszystko mam. Kiedy byłam pewna założyłam kurtkę oraz buty, z chowałam do kieszeni telefon do którego podłączone było słuchawki, a one same były w moich uszach i dawały mi rozkosz słuchania muzyki. Założyłam torbę na ramię po czym wzięłam kluczę. Wyszłam z mieszkania i zamknęłam je, a później wyszłam z mojego domu. Zamknęłam jeszcze furtkę za sobą i już klucze potrzebne mi nie były więc ulokowałam je w mojej torbie. Schowałam ręce do kieszeń i powoli krocząc ruszyłam w kierunku klubu w którym pracuję. Poprzez muzykę w moich słuchawkach chciałam zapomnieć o koszmarze, ale dziś jakoś ciągle wracał mi do głowy. Westchnęła i postanowiłam ponucić sobie piosenki które obecnie leciały.
Po pewnym czasie dotarłam do Klubu Chmura. Ponieważ zacząć wiać zimny wiatr podbiegłam trochę do drzwi po czym otworzyłam je i ucieszona, że będę mogła się ogrzać zdjęłam kurtkę, wyjęłam słuchawki z uszu i schowałam telefon do torby. Zaczęłam iść w stronę barku. Usiadłam na jednym z krzeseł i przyglądałam się temu co robi barman, mój przyszywany wujek Richard.
- Przyszedł na DJ!- uśmiechną się pogodnie gdy mnie ujrzał siedzącą za ladą.
- Raczej strapiony DJ…- powiedziałam obojętnie i westchnęłam.
- Co tym razem słonko? Co się dzieje? Ktoś ci coś zrobił? Powiedz a go załatwię!- machną pięściami kilak razy w powietrzu czterdziesto dwu latek dla żaru po czym się zaśmiał.
- Nie, nikt mi nic nie zrobił. Raczej ja sobie…- rzekłam i odwróciłam wzrok w stronę kolorowego parkietu który jeszcze nie działał bo gości nie było.
- Znów ten sam koszmar?- powiedział zmartwiony Richard. Pokiwałam głową nadal trzymając wzrok z dala od wujka. Mężczyzna pokazał zatroskaną minę po czym wyszedł za lady i przytulił mnie.
- Nie pozwolę na to byś się smuciła. No, dalej! Wkrocz za swoją machinę!- zaśmiał się wujek po czym mnie puścił i pokazał ręką na sprzęt DJ’eja. Pokręciłam przecząco głową. Jakoś nie miałam siły. Wuj uśmiechną się lekko.
- Chyba musisz trochę odpocząć. Wiesz, mam pomysł. Zrób sobie kilak dni przerwy, może nawet tydzień, chyba dobrze ci to zrobi, co?- powiedział.
- Chyba masz rację. Może przejdę się do lasu, zobaczę. Ale chyba muszę trochę spędzić czasu w spokoju. Dzięki, że się zgodziłeś wujku- uśmiechnęłam się tak mało, że prawie nie było widać. Richard popatrzył na mnie ze spokojem po czym wszedł znów za ladę.
- A jak poradzicie sobie z muzyką?- zapytałam jeszcze zanim wyszłam z klubu.
- Od czego jest radio i płyty? No, leć już!- zaśmiał się wuj i wrócił do polerowania szklanek. Zaśmiałam się lekko po czym wyszłam już ubrana z klubu. Szczerze to tylko w ostatni czasie tylko wujek podnosił mnie na duchu. Przez te koszmary miałam złe dni. Niby nic strasznego, ale ja to nadal przeżywam pomimo, że to było dawno. Wróciłam do domu, by odłożyć torbę. Zrobiłam to po czym wyszłam znów z ciepłego miejsca mając tylko telefon i słuchawki przy sobie. Postanowiłam udać się do Puszczy. Zawsze jakiś spokój. Ruszyłam spokojny krokiem w kierunku tego miejsca. Po jakiś czterdziestu minutach nie było już żadnych ludzi przy mnie, więc zaczęłam biec przy okazji myśląc o przemianie w wilka. Po chwili moje nogi się trochę skróciły, a ręce wydłużyły. Głowa przybrała kształt wilka tak samo jak ciało. Po chwili miałam już na sobie sierść, a moje łapy robiły jeszcze większe kroki przy czym zwiększałam prędkość. Po udanym biegu który trwał około godzinę i krótkich postojach dotarłam do wielkiej Puszczy. Pomimo, że trwała zima drzewa tam ciągle miały liście. Choć świergotu ptaków nie dało się słyszeć i było nadal zimno. Stanęłam przed ogromnym drzewem. Ucieszona z dotarcia na miejsce po merdałam lekko ogonem i weszłam w głąb. Powoli stąpałam po ziemi przyglądając się wszystkiemu co popadnie choć znałam to miejsce. Cóż, chyba taki nawyk. Po chwili postanowiłam wrócić do ciała człowieka. Pomyślałam o przemianie i po kilku minutach wyprostowałam się, ciało przyjęło kształt ludzki. Podobnie jak ręce i nogi. Nie minęło dużo czasu, a byłam już człowiekiem ubranym w ludzie rzeczy, a nie w sierść wilka. Włożyłam ręce do kieszeń kurtki i rozglądałam się nadal po Puszczy. Nagle moją uwagę przykuł dźwięk łamanej gałązki. Albo ktoś tu jest w pobliżu, albo to zwierze. Jak to mówią ,,Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”, ale chyba w moim przypadku to się nie sprawdza bo najpewniej jestem już na jakimś setnym stopniu, ale co tam. No i jeszcze się nie zmieniłam i nie mam zamiaru. Dalej moja ciekawość będzie wielka więc i tej sytuacji nie odpuszczę. Spokojnym i ostrożnym krokiem ruszyłam w stronę dźwięku. Uparcie dążyłam w stronę dźwięku. Kolejny odgłos łamania gałązki i znów z tej samej strony. Obok mnie znajdował się jedno z większych drzew, a z jego drugiej strony dochodził odgłos dlatego powoli wychyliłam głowę za jego pień kiedy byłam na skraju. Stał tam ktoś. Szybko cofnęłam głowę i złapałam za rękojeść mojego kukri. Na szczęście mnie chyba nie dostrzegł bo nie dawał żadnych oznak, że mnie widział. Postanowiłam się powoli wycofać i pójść w inną stronę. Nie będę nikomu głowy zawracać. Z resztą nie wiadomo czy to nie jakiś łowca który nie poluje na wilkołaka. Ostrożnie ruszyłam w inną stronę. Jednak ma moje nieszczęście musiałam potknąć się o korzeń. Nie upadłam na ziemie, ale dźwięk uderzenia o korzeń na pewno powędrował do uszu tego kogoś. Tym razem mocniej chwyciłam rękojeść kukri, jednak go jeszcze nie wyciągałam. Z marną nadzieją i tak ruszyłam dalej, tym razem jeszcze bardziej ostrożnie. Ech, cho*era.


<Ktoś będzie miał siłę przeczytać to oto opowiadanie i na nie odpisać? x3>

Evie Frye

Evie Frye

"KIEDY MAM WYBIERAĆ
MIĘDZY ZŁEM, A ZŁEM
WOLĘ NIE WYBIERAĆ WCALE."

|| Płeć ||
 Kobieta
|| Wiek ||
 20 lat
|| Urodziny ||
 26 Grudnia
|| Orientacja ||
 Hetero
|| Hierarchia ||
 Omega
|| Stanowisko ||
 Wojowniczka
|| Praca ||
 Pracuje jako DJ w klubie.
|| Charakter ||
 Jest kilka cech którymi można opisać Evie i spróbuje każdą z nich rozwinąć by jej charakter był jasny. Miejmy nadzieje, że mi się uda. A więc może zacznijmy od tego, że ta dwudziestolatka może nie jest nie śmiała, ale od tak od ciebie nie zagada. Kiedy Jas za swoim ,,skarbem” (tak nazywa cały sprzęt w klubie do grania) to co innego, ale ogółem to jak będzie jakaś sytuacja to kilka zdań wymieni i odejdzie. Ale jak bardziej ją swoją osobą to może porozmawiacie więcej. Jednak nie tak od razu Evie pokaże kim naprawdę jest. Nie to, że udaje kogoś innego przy pierwszych spotkaniach tylko zakłada na siebie kaptur zwykłej dziewczyny, a tak naprawdę pod tym kapturem kryje się radosna dziewczyna i miła. No chyba, że ją wnerwisz. A jak to zrobisz to jedyne co ci pozostało to szukanie pomocy u ściany. Ale co do jej ,,pierwszej maski” to jest spokojna, opanowana, zawsze wszystko przemyśli. Rzuca spokoje spojrzenia i małe uśmiechy. Powstrzymuje się przed wieloma rzeczami zanim dobrze cię nie pozna. A żeby ona zaliczyła cię do dobrze poznanych osób to minie… No, trochę minie. Ona ma trochę takie stany podczas poznawania kogoś. Na początku skromna, powściągliwa, spokojna. Później to już zaczyna troszkę więcej mówić i bardziej wymieniać zdania. Kiedy już ten początek jakoś minie to już bardziej ożywiona, radosna. A na koniec już w pełni ją poznajesz. Czyli zabawną dziewczynę która pomimo to bywa opanowana i spokojna. Zawsze słowa ubiera delikatnie. Zawsze skromna, aż za bardzo czasami. No… Jak by to powiedzieć… Boi się komplementów. A tu żeby to wytłumaczyć to za długa droga, wiec pomińmy ten punkt. Może jak będziesz miał/a ochotę ją o to spytać to kto wie, może odpowie. Nie pomińmy też faktu, że to jeden z chytrych lisów jakie istnieją. Zawsze doskonały plan, dopracowany. Świetnie łapie słowa by później je wykorzystać na tobie. Taki to przebiegły umysł. Nie pomińmy jednak faktu, że pod tą opanowaną twarzą kryje się bardzo odważna i pewna siebie dziewczyna. Z chęcią przyjmuje wszelkie wyzwania i z pewnością w oczach je wykonuje. No, wyścigi to dla niej najfajniejsze wyzwanie, choć czasami to żadne wyzwanie przy jej szybkości. Ale jednak odważnie stąpa po ziemi. Wspomnę tu też o tym, że jest jedna rzecz względem której Evie jest nieśmiała. Śpiew i granie na gitarze. Ona po prostu kocha śpiewać, ale uważa, że jej głos się do tego nie nadaje. A co do gitary to gra na zwykłej klasycznej i tak się wstydzi przed kimkolwiek zagrać. Ale pomimo tego ten muzyczny wstydzioch uwielbia nucić pod nosem jakąś melodię. No, ale może jak zdobędziesz jej zaufanie to może odważy się przed tobą zagrać lub zaśpiewać? Ale skoro jesteśmy w temacie jej zaufania to z tym ciężko. Dlatego mówiłam, że droga daleka by Evie powiedziała, że cię dobrze zna czy w ogóle uważa cię za przyjaciela. A jak kiedyś słyszała od przyjaciela pewien cytat, że zaufanie jest jak zapałka, nie zapalisz jej znów. No i tak jest z jej zaufaniem. Jak komuś raz zaufała, a on to wykorzystał to nigdy nie zdobędzie tego zaufania co wcześniej. Ale komuś może się wydawać, że tak, bo jak się pokłóci z nią, to szybko wybaczy i uważa, że jest to jej wielka wada. No, ale to co mówiłam o je zaufaniu. Może jeszcze wrócę do tematu jej złości. Jak każdy wilkołak miewa złe dni. Akurat w jej przypadku rzadko się zdarzają takie dni, ale jak nadejdzie to radzę jej w tedy jeszcze bardziej nie denerwować bo w tedy opcje są dwie: albo zniszczy pół globu, albo cały. Ale to bywa rzadko, bardzo rzadko. No i raczej nie uda ci się jej wyprowadzić z równowagi kiedy chcesz ja zdenerwować normalnego dnia. A jak będziesz próbował, to prędzej ona to zrobi niż ty.
No, tak mniej więcej prezentuje się charakter Evie. Chciałam to trochę inaczej napisać, ale wyszło tak i pomimo to uważam, nie jest źle. Jeśli chcesz ja bliżej poznać, śmiało, napisz do niej opowiadanie, nie ugryzie. Raczej…
|| Umiejętności ||
 Evie ma długie nogi co umożliwia jej naprawdę szybkie bieganie. Nie raz udało się wygrać wyścig z chłopakiem podczas którego miała dużą przewagę. Większość osób by o niej tego nie powiedziało, że jej domeną je szybkość jeśli jej dobrze nie poznało, ponieważ pewnie większość kieruje się tym, że nosi okulary. Ale jeśli pomyślisz tak o niej na początku, to potem się nie dziw, że ta już jest na mecie wyścigu, a ty jeszcze w połowie. A no i każdy wyścig w którym brała udział wygrała.
Warto jeszcze wspomnieć o tym, że dzięki swojej szczupłej posturze jest bardzo zwinna. Nie raz sprawnie przebiegała przez miasto przeskakując śmietniki, stojaki na rowery czy omijając ludzi. No i ogółem w terenie ta jej zwinność się przydaje.
Niech się też nie zmyli jej drobna sylwetka. Siłę w łapach też ma. Nawet dużą, więc nie myśl sobie, że podczas walki szybko ją pokonasz.
Podczas walki potrafi doskonale wykorzystać swoja broń i elementy otoczenia. Nawet jak jest przywiązana do krzesła to sobie poradzi.
|| Broń ||
 Kukri - swoją broń zawsze sprytnie ukrywa pod ubraniem, lecz tak, by w razie potrzeby szybko i sprawnie ją wyjąc.
|| Lubi ||
 Wyścigi, parkur z miasta, konie (wręcz kocha), psy, wilki, śmiech, muzykę, śpiewać, grać na gitarze
|| Nie lubi ||
 Wrogów, kłótni, niepotrzebnego zawracania sobie głowy, ludzi do których nic nie dociera
|| Boi się ||
 Utracenia kogoś ważnego dla siebie
|| Historia ||
 Evie urodziła się w zwykłej rodzinie. Duży dom, swój pokój, masa zabawek, kochający się rodzice i roześmiana dziewczynka. Jednak w szkole było inaczej. ,,Klasowa głowa”, a przynajmniej tak nazywała ją wychowawczyni bo dla wszystkich była kujonem. Zawsze wszystko wiedziała, umiała, szybko się uczyła. Każdy jej dogryzał i był nie miły dlatego dziewczynka siedziała cicho z nosem w książkach. Z resztą jej zdaniem klasa podstawowa to dzieciaki o pustym łbie i samolubnym zachowaniu. Przynajmniej tak sądziła o swojej klasie z własnych doświadczeń. Jednak poza szkołą była nadal tak uśmiechnięta jak wcześniej. W gimnazjum były podobne sytuacje. Kujon, nie lubiany, dziwny. Przyzwyczaiła się do wrednej krytyki i nie zwracała uwagi tylko czytała dalej swoje podręczniki i książki. Ale jednak w życiu prywatnym wciąż się śmiała i robiła to co ją uszczęśliwiało czyli jeździła konno i pisała opowiadania dla siebie. Jednak pod koniec trzeciej klasy gimnazjalnej wyrobiła już sobie charakter i wiedziała co robić jak ktoś będzie jej znów dogryzał. W końcu, ile można znosić obelgi? Jak ktoś znów robił jej na złość to ta kąsała słowami jak szerszeń. Po tym na koniec roku miała spokój. Ale przyszło liceum i trzeba znów pokazać, że takim zwykłym kujonem się nie jest. No i jak już klasa zobaczyła, że mają mądrale to przypuścili atak, jednak szybko się wycofali jak poznali siłę słów Evie. W tej szkole poznała kilka fajnych osób z którymi się zaprzyjaźniła i ucieszona tym, że ma w końcu z kim pogadać normalnie zawsze wracała zadowolona z każdego dnia spędzonego z przyjaciółmi. Jednak kiedy była w drugiej liceum w jej rodzinie zaczęło się źle dziać. Mianowicie matka w tamtym czasie zaczęła się dziwnie zachowywać w stosunku do jej ojca. Bardziej go unikała, pocałunków z nim i samej rozmowy, a jak już była to mówiła oschle. Zmartwiony tym Michael wynajął prywatnego detektywa który odkrył niestety zdradę jego małżonki. Załamany ojciec nie wiedział co robić. Ale jedyne co mu przychodziło do głowy to wnieść sprawę rozwodową do sądu i walczyć o pełne prawo opieki nad córką do póki nie skończy osiemnastu lat. I tak też zrobił. Od razu jak zobaczył Elizabeth poinformował ją o tym, że koniec z nimi. Że dowiedział się prawdy. Kobieta próbowała mu to wytłumaczyć, ale ten powiedział swoje i poszedł do sypialni pakować rzeczy żony. W tym czasie Evie chciała coś przegryźć więc wyszła ze swojego pokoju zeszła na dół (bo dom miał jedno piętro) i zobaczyła kłócących się rodziców w sypialni. Zapytała o co chodzi po czym podenerwowany ojciec powiedział, że jej mama go zdradziła i niedługo odbędzie się sprawa rozwodowa. Dziewczyna z niedowierzanie spojrzała na matkę. Ta próbowała jej wytłumaczyć coś, ale siedemnastolatka poczuła się ukuta w serce przez mamę więc wybiegła z sypialni i pobiegła do siebie. Zaczęła płakać. Nie wiedziała co robić, ale wiedziała, że chce zostać z tatą i tylko z nim. Po jakiś dwóch tygodniach odbyła się sprawa rozwodu. Było potwierdzenie zdrady i tak zakończył się związek Elizabeth i Michaela. Jednak Evie nadal w głowie miała krzyki swoich rodziców. Na szczęście minęło to po pewnym czasie. Żyła w zgodzie w tatą, nie kłócili się i już zapomnieli o dawnej żonie ojca Evie. W szkole nadal było dobrze, życie znów wróciło dla dziewczyny do normy. Jednak znów coś przeskoczyło…
Kiedy licealistka wróciła do domu zastała ojca siedzącego przy komputerze i sprawdzającego ofertę domów. Kiedy zobaczył córkę, przywitał się i wyjaśnił, że znalazł już do w Wielkiej Brytanii i się tam za dwa tygodnie przeprowadzają. Zdziwiona dziewczyna zapytała go dlaczego, a ten odpowiedział, że ma za dużo wspomnień związanych z tym miejscem i, że jej też to dobrze zrobi. Nie wiedziała co powiedzieć wiec pobiegła do swojego pokoju. Tym razem poczuła się urażona przez tatę. Nie chciała opuszczać miejsca gdzie się dobrze czuła. Nie chciała i koniec. Ojciec przez tydzień ją przekonywał, że to dobre rozwiązanie, ale ta nie chciała słuchać. Nie chciała całkowicie opuszczać swojego kraju więc postanowiła uciec z domu. Jednak nie chciała opuszczać domu, ale też nie chciała mieszkać w Anglii. Zdecydowała się jednak uciec. Spakowała do plecaka co najpotrzebniejsze i wybiegła z domu. Opuściła rodzinne miasto i ruszyła w kierunku lasów o których kiedyś opowiadała mama jej, że podobna jest tam magia i dziwne rzeczy się tam dzieją. Nie wiele myśląc kiedy dotarła do ów lasu, weszła do niego i chciała zobaczyć jedna z tych ,,dziwnych rzeczy”. Powoli przemieszczała się po lesie w poszukiwaniu czegoś, sama nie wiedziała czego nawet. Ale kiedy zapadał zmrok, zatrzymała się pod drzewem. Usiadła i zaczęła wcinać kanapkę, lecz po chwili usłyszała dziwne wycie. Ale nie człowieka, tylko wilka. Odłożyła jedzenie i powoli ruszyła w kierunku ów wycia. Po chwili dotarła do jakieś skały na której narysowane były różne znaki, które jarzyły się błękitnym światłem, a na ziemi było również jakieś dziwne wzorzyste koło, które też się świeciło na niebiesko. Evie wpatrywała się w dziwne symbole zaciekawiona gdy nagle ze skały wyszedł duch wilka w błękitnej barwie. Dziewczyna zdziwiona odskoczyła i upadła na plecy. W przerażeniu się nie ruszyła i czekała na dalsze ruchy ducha Ten podszedł i wcisną się pod jej rękę by go głaskała. Siedemnastolatka niepewnie położyła na nim swoje palce i przejechała od głowy po ogon ręką. Kilka takich ruchów sprawiło, że poczuła się swojo w towarzystwie ducha, a wilk w jej. Po pewnym czasie błękitna postać zwierzęcia odeszła od Evie i usiadła na niebieskim kole które było na ziemi. Dziewczyna niepewnie poszła za wilkiem i również usiadła na kole. Nagle, ni z tego z owego figura na ziemi wybuchła po bokach jasnym błękitem otaczając Evie i wilka. Zestresowana licealistka nie wiedziała co się dzieje, gdy nagle poczuła silny ból w całym ciele. Duch wilka znikną, a ona została sama z tym bólem. Miała uczucie jak by ktoś rozrywał ją od środka, niszczył. Z tego wszystkiego straciła przytomność i opadła bezwładnie na ziemie.
Minęło zanim odzyskała zmysły Usłyszała radosny świergot ptaków, poczuła trawę pod sobą i dziwne uczucie w ciele. Otworzyła powoli oczy. To co zobaczyła przed sobą było niesamowite. Jej ludzkie ciało zmieniło się w wilcze. Miała długie łapy, a na nich brązowa sierść. Widziała i słyszała lepiej. Niepewna wszystkiego Evie podniosła łeb do góry i rozejrzała się. Widok z ciała wilka był kompletnie inny niż w ludzkiego. Nadal nie rozumiejąca sytuacji dziewczyna wstała. Trochę czasu ubyło aż zaczęła normalnie chodzić jako wilk. Znak na ziemi i skale nadal był przy niej, ale już się nie świecił. Postanowiła odejść od tego miejsc i wrócić po swój plecak, ale ciągle zadawała sobie jedno pytanie: jak ona się zmieni znów w człowieka. Kiedy zaczęła pisać w głowie scenariusze jak to zrobić, poczuła, że jej łapy zmieniają kształt, oczy mniej szczegółów widzą, a uczy mniej słyszą. Po chwili stała już na równych ludzkich nogach. Ucieszona, że wróciła do swojego ciała pobiegła czym prędzej po swój plecak i ruszyła dalej w głąb lasu. Jednak bycie wilkiem je się spodobał i zastanawiała się czy znów by mogła nim być. I w tedy zmysły stały się jak wilka jak i ciało. Właśnie w tedy odkryła się zmienić w wilka lub człowieka i, że stała się wilkołakiem i których kiedyś słyszała. Jednak nadal nie mogła uwierzyć w to co zaszło. Ciągle się pytała ,,jak?” jednak odpowiedzi jeszcze nie znalazła. I tak chodziła od miasta do miasta, od lasu do lasu przez kilak lat. Policja która jej szukała, nie odnalazła dziewczyny i została uznana za martwą. Evie pogodziła się z tym i żyła sobie normalnie, lecz musiała być ostrożna by nikt nie dowiedział się co potrafi.
Po kilku tych latach, gdy osiągnęła wiek dwudziestu lat weszła do pewnego lasu. Dla niej las jak las był, ale po kilku dniach chodzenia po nim dostrzegła polanę przed sobą. Ruszyła w jej kierunku, a kiedy wyszła z lasu i weszła na nią zobaczyła coś niesamowitego. Kilka latających wysp. Dla niej wspaniały widok. Postanowiła się pokręcić po tamtych terenach. W końcu spotkała pewną dziewczynę imieniem Lydia Rogers. Poznała ją bliżej i dowiedziała się więcej o dziwnym miejscu i klanie wilkołaków. Zapytała czy by Evie nie chciała się stać jedną z nich, klanu wojowników. Wyjaśniła kim są i tak dalej. Po chwili namysłu dwudziestolatka się zgodziła i przyjęła propozycje dołączenia do klanu.
|| Rodzina ||
Matka - Elizabeth Frye
Ojciec - Michael Frye
|| Zauroczenie ||
 Nikt jeszcze nie zagościł w jej sercu
|| Partner ||
 Na razie brak
|| Ex ||
 Nie było nikogo wcześniej
|| Potomstwo ||
 Brak i nie jest przekonany do tego czy by był dobrą matką
|| Głos ||
 Elena Coats
|| Inne ||
- dnia 28 października mija rocznica rozwodu rodziców Evie. Dziewczyna zawsze tego dnia sobie o tym przypomina.
- O dziecka kocha konie i wie o nich masę rzeczy i umie bardzo dobrze na nich jeździć. Nadal jak ma czas i ochotę to wyjeżdża w miasta i jedzie do stajni.
- Na lewym ramieniu ma wzorzyste błękitne koło takie jak te na ziemi na którym była jak ostawała umiejętność przemiany w wilka. Trochę jak tatuaż bo nie może go zmyć i nic z nim zrobić. Ale nie przeszkadza jej on. Wręcz przeciwnie, podoba jej się takie znamię.
|| Skargi/Pochwały ||
 0/0
|| Kontakt ||
 Howrse - wixon3

poniedziałek, 8 lutego 2016

Od Reiko

Samotne dni i noce zdawały się mijać coraz szybciej. Nie pamiętam już kiedy ostatnio rozmawiałam z drugą osobą ani jak długo będę zmuszona spędzać noce w zimnych grotach. A jeśli o nie chodzi... Obudziłam się dosyć późno. Otworzyłam zaspane oczy, przecierając je delikatnie łapami. Wstałam z miękkiego mchu, uprzednio rozglądając się i nasłuchując nieznanych mi odgłosów. Wszystko zdało się być w porządku, więc wyszłam z na świeże powietrze i spojrzałam w niebo. Choć nie byłam dobra w przewidywaniu pogody domyśliłam się, że jest południe, ponieważ słońce górowało już wysoko nad horyzontem. Poprzedniego dnia musiałam być naprawdę wykończona skoro nie pamiętam, kiedy usnęłam... Uśmiechnęłam się głośno ziewając. Czas ruszać w dalsza drogę. Nie byłam już w stanie określić ile czasu wędruje i jak daleko jestem od tamtego miejsca. Na samo wspomnienie tego zdarzenia, ogarniało mnie obrzydzenie a do oczu cisły łzy spowodowane złością. Przez cały ten czas od kiedy stamtąd uciekałam, biłam się ze swoimi myślami. Zarzucałam się gromadą pytań, na które nie potrafiłam odpowiedzieć.
Biegłam szybko, coraz dalej mijając zróżnicowaną florę. Przed oczami przelatywały mi ciemne plamy, próbując odciąć mnie od rzeczywistości. Co jakiś czas powiew wiatru smagał moje ciało szumiąc między drzewami. Cichy śpiew leśnych zwierząt towarzyszył mi, kiedy w końcu wyszłam z lasu wprost w... pustkę. Nic, lipa, kompletne dno. Otwarta przestrzeń, środek lasu. Westchnęłam głośno zmieniając się w srebrnowłosą dziewczynę o niebywale błękitnych oczach. Następnie już na dwóch kończynach rozglądnęłam się po okolicy. Na wszelki wypadek położyłam dłoń na rękojeści swojej katany. W każdej chwili gotowa zaatakować. Podeszłam do jednego z drzew i przysiadłam na miękkiej trawie wyciągając z małego, podręcznego plecaka jakąś książkę. Nie żebym specjalnie lubiła czytać, ale alternatyw nie było zbyt wiele... Otworzyłam na ostatnio czytanej stronie, zagłębiając się w jej treść. ,,Jeszcze chwila, a te hałasujące zwierze, które mi tak przeszkadza, straci głowę" - pomyślałam zerkając bardziej w las, gdzie dało się słyszeć dźwięk łamanych gałęzi i ciężkie dyszenie...

Ktoś?

Od Rakshy cd. Lukas'a

 Wchodząc do baru zaleciało łowcą. Postanowiłam to olać i usiadłam w kącie. W pewnym momencie odór był coraz bardziej wyczuwalny. Po chwili zauważyłam, jak jakiś mężczyzna dosiadł się do mnie. Je*ny łowca.
 - Witam, miło poznać, Lukas z tej strony - powiedział stawiając drinka na stoliku.
 - Że co, przepraszam? - zerknęłam na niego.
 - No tak, intrygujące.- skomentował
 - Ekhem?
 - Co sądzisz o wilkołakach, które są demonami? - uśmiechnął się.
Zerknęłam na niego ze zdziwieniem, skoro już wie kim jestem, to hmm...
 - Hmm, szczerze?
Przytaknął i uśmiechnął się szyderczo.
 - Spi*alaj - uśmiechnęłam się, wstałam i wyszłam z budynku. Nie będę rozmawiać z łowcami, na dodatek ten mi wyglądał na największą ciotę, jaką widziałam w całym moim życiu. Niech się pier*oli.
Skierowałam się w stronę parku, wyciągnęłam z torebki telefon i słuchawki. Włączyłam dowolną piosenkę i przyśpieszyłam tempa. Utwór, który włączyłam to... "Azhee - Poison". Stare... Muszę sobie zgrać więcej nowości, te już są nudne.
Usiadłam na pierwszej lepszej ławce, odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy... Znowu ten sam zapach...
Łowca.

< Lukas? Nijakie, wiem... Ale weny brak >

Od Rakshy cd. Adama

-O pizza! Co za świetny pomysł kupować ludzki przysmak, którego smaku nie czujemy! - powiedziałam siadając obok niego.
-No co? Nie takie rzeczy się jadło. I tak bym jej nie zjadł.
-A to dlaczego? Kupiłeś ją, to teraz wpierd*laj! - roześmiałam się.
-Hm, może na przykład dlatego, że jest zatruta. Nie czujesz zapachu? - podał mi pizzę pod nos. Czując wstrętny odór podskoczyłam i jednocześnie kopnęłam produkt nogą. Ten jakże cudowny zatruty przysmak znajdował się teraz na jego twarzy.
 - O Jezuu, sorry - poderwałam się z siedzenia i poszłam do kuchni, po chwili wróciłam z ręcznikami papierowymi (zawsze do wszystkiego XD).
Urwałam parę kawałków (nie wiem jak to nazwać XD) po czym ściągnęłam z jego twarzy pizzę i zaczęłam go wycierać.
 - Daj mi to, nie jestem dzieckiem.
 - Ja uważam inaczej, zaraz wracam - wzięłam zatruty posiłek (który już nie był posiłkiem) i poszłam do kuchni. Miałam zamiar to wyrzucić lecz po drodze wpadłam na pomysł. Wiem, że będzie słyszał, co robię, ale mniejsza z tym. Wrzuciłam to, co przed chwilą było pizzą, ale teraz wyglądało jak papka do kosza. Wzięłam dzbanek i nalałam do niego wody, po czym wróciłam do salonu.
 - Rakszuś... proszę... - nie zdążył nic więcej powiedzieć, gdyż wylałam na niego zawartość naczynia.
 - Masz, wytrzyj się - rzuciłam mu ręczniki papierowe - a później to posprzątasz.
Chwila ciszy...
 - Jak to?! Przecież jestem twoim gościem!
 - Właśnie dlatego, korzystam z okazji... mnie się nie chce - usiadłam na stole, wzięłam pilota do ręki i zaczęłam przełączać kanały jeden po drugim.

< Adaś? Sprzątaczko ty moja XD >

Od Adama CD Mary

Przechadzałem się akurat po lesie. Trzeba ruszyć d*pę z domu! A to się poogląda krzaczki, a to się pogłaszcze sarenki... Aha, już to widzę.
I wtedy coś usłyszałem.
-...fun. Ostatni raz się tak śmiałam jak spadałam ze schodów. - powiedział jakiś kobiecy głos.
Oho, ale turbo śmieszek. Zobaczmy, co ją tak bardzo rozbawiło. Zacząłem się cicho skradać w stronę głosu. Wreszcie zauważyłem ją - młoda kobieta, brązowe włosy. Cuchnie chyba jak żywiołak.
Byłem w cieniu, więc nie mogła mnie ujrzeć. A nawet jeśli, to siedziała tyłem.
W pewnym momencie zamknęła książkę, którą akurat czytała i... Rzuciła nią! Prawie we mnie trafiając! Książka jednak wylądowała parę centymetrów od moich stóp. Podniosłem ją cicho i otworzyłem na stronie, gdzie była zakładka.
-Wszędobylska maszyna do produkcji łajna? - spytałem przeczytawszy parę zdań. Wyszedłem z cienia widząc zdziwienie dziewczyny.
-Skąd ty..? - zmarszczyła brwi.
-Spokojnie - powiedziałem rzucając jej książkę. - To jest nieważne. Kobieto, co ty czytasz?!
-Śledziłeś mnie?! - wstała z kamienia i gniewnie podeszła w moją stronę.
-Ja też zadałem pytanie. Ale proszę, ignoruj mnie sobie! Po co ktokolwiek ma się mną zadręczać?! Lepiej ignorować! A odpowiedź brzmi - nie, nie śledziłem cię.
Zauważyłem, że kobieta nie wie, jak zareagować, więc wziąłem sprawy w swoje ręce.
-Adam Lewis vel Artysta, do usług - powiedziałem kłaniając się delikatnie. - Albo po prostu Adam.
-Mary. Czy ty... - zatrzymała wzrok gdzieś ponad moją głową. Aha, rogi.
-Ee, tak, jestem demonem. A ty żywiołakiem, zgadłem?


<Mary? Wybacz, że tak sztywno, ale jakichś konkretnych pomysłów brak .-.>

Od Adama CD Rakshy

//O KUŹWA JESTE MILORDE XDD//

-Pewnie - powiedziałem wychodząc na ląd.
Chwyciłem bluzę, którą zdjąłem parę godzin temu. Leżała na pniu, więc nie była mokra. Zarzuciłem ją na Rakshę, bo pewnie było jej zimno. Na dziewczynę była o wiele za duża, ale spełniała swoją funkcję. Ku*wa, od kiedy ze mnie taki dżentelmen?! No, nieźle.
Gdy doszliśmy do domu spojrzałem na godzinę - 2:47. Jeszcze dość wcześnie.
-Wiesz co, chyba skoczę się umyć - rzuciła Raksha przez ramię.
-To skacz, poczekam.
Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, jakby myślała, że chciałbym zrobić coś okropnego. Co z nią, myśli, że mógłbym ją podglądać?! Jak może?! To znaczy... Przez jedną straszną chwilę myślałem o tym, ale takiemu dżentelmenowi nie wypada.
-No idź już! Przecież nic głupiego nie odwalę - zmarszczyłem brwi i odprowadziłem ją wzrokiem do łazienki.
Podszedłem do telefonu stacjonarnego i wybrałem numer najbliższej pizzerii.
-Dzień dobry. Tak... Pepperoni. Średnia... - po podaniu adresu i innych bezsensownych rzeczy odłożyłem słuchawkę.
Co z tego, że nie ma dla mnie smaku? Przyzwyczaiłem się.
Po jakichś dziesięciu minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. Odetchnąłem głęboko, jak zawsze, przed spotkaniem z człowiekiem. Jakimkolwiek. Poszedłem do drzwi i ze sztucznym uśmiechem je otworzyłem.
-Reszty nie trzeba - powiedziałem odbierając pudełko z pizzą i podając dostawcy banknot.
Zamknąłem z trzaskiem drzwi i usiadłem z powrotem na kanapie. Gdy tylko otworzyłem pojemnik uderzył mnie... Gryzący zapach. Z pewnością tylko wilkołak go wyczuje. Niezła próba, łowcy. Trująca pizza, tego jeszcze nie było. Chyba się tego nie spodziewaliście. No cóż, oni z pewnością tego zapachu nie czuli.
Jednak najbardziej zaniepokoiło mnie jedno - skąd wiedzieli, że akurat TUTAJ mają wysłać zatrutą pizzę?
Usłyszałem otwieranie drzwi, Raksha wyszła z łazienki.
-Jak mogłam nie wziąć ze sobą ubrań..? - wymamrotała.
Nie spojrzałem tam. Na pewno była w szlafroku albo chociażby owinięta ręcznikiem, ale na wszelki wypadek... O czym ja myślę?!
Po pięciu minutach przyszła sucha i uczesana. Mi tam mokre ubranie nie przeszkadzało, już zaczęło powoli schnąć.
-O pizza! Co za świetny pomysł kupować ludzki przysmak, którego smaku nie czujemy! - powiedziała kobieta siadając obok mnie.
-No co? Nie takie rzeczy się jadło. I tak bym jej nie zjadł.
-A to dlaczego? Kupiłeś ją, to teraz wpierd*laj! - roześmiała się.
-Hm, może na przykład dlatego, że jest zatruta. Nie czujesz zapachu?


<Raksha? Nooo, trochę lepiej ;-;>

niedziela, 7 lutego 2016

Reiko White

Reiko White


KIEDY UBIERAJĄ CIĘ W SŁOWA,
KTÓRYCH NIE ZNASZ,
NIE MUSISZ IM WIERZYĆ-
WYSTARCZY, ŻE ZNASZ SIEBIE.



|| Imię i nazwisko || 
 Reiko White
|| Pseudonim || 
 Rei
|| Płeć || 
 Kobieta
|| Wiek || 
 21 Lat
|| Urodziny || 
 18 Stycznia
|| Orientacja || 
 Hetero
|| Historia || 
 Kolejna nudna, nic nie znacząca historia młodej wilkołaczki wygnanej za swoje nieposłuszeństwo z watahy. W sumie nic ciekawego... ale zacznę od początku. Życie Reiko do jej urodzin usiane było różami. Miała wszystko czego pragnęła, 3- piętrowy dom nad głową, pełną kochającą rodzinę i wspaniałą przyszłość. Może się wydawać że to było jak w bajce. Uczyła się wymarzonej profesji jaką było zabijanie, chodziła na imprezy, nikt ją nie ograniczał i do niczego nie zmuszał. Więc co ją wywiało z chałupy? Otóż w dzień jej 18 urodzin rodzina dziewczyny została zabita przez pobliską wrogą watahę, której przywódcą był jej wuj. Alfa który porwał naszą bohaterkę, przez 2 lata zmuszał ją by była jego samicą. WTF? Rei z obrzydzeniem patrzyła na swojego wuja, gdy ten nie jednokrotnie próbował odebrać jej dziewictwo. Hah marne jego szanse. Którejś nocy, gdy zagrzmiał dzwon obwieszczając gości, a w domu zapaliły się wszystkie światła, Reiko spakowała swoje rzeczy i w stylu królewny z bajki uciekła z piekielnego więzienia. Nudne nie? ,,W sumie czarnobyl z pierdla nie był taki zły, gdyby niewyżyte kundle trzymały obślizgłe łapska przy sobie" - pomyślała jakiś czas później biegnąc na 4 łapach w jakimś tam kierunek. Biegła i biegła aż trafiła tu. I kto to tam wie jakie diabły, zmusiły ją do zostania xd
|| Żywioł || 
 Nekromanta, Eter
|| Hierarchia || 
 Omega
|| Stanowisko || 
 Zabójca
|| Praca || 
 Stażystka u manikiurzystki
|| Charakter || 
 Reiko jest typową zwariowaną optymistką z zabójczym upodobaniem do martwych ciał i widoku krwi swoich wrogów. Stanowcza i pewna siebie dziewczyna, która chodzi własnymi drogami i robi wszystko po swojemu, co czasem nie wychodzi jej na dobre. Nie cierpi, gdy ktoś jej rozkazuje, choć dla przywódców i wyżej postawionych stara się okazywać należyty szacunek i w miarę przyzwoicie wykonywać powierzone jej zadania. Uwielbia mordować istoty żywe, napawać się ich cierpieniem, zwłaszcza w tedy, gdy naruszyły jej prywatność lub ją obraziły. Z reguły wesoła i bardzo towarzyska z niej kobitka, która uwielbia taniec i imprezę, ale nie lubi mówić zbytnio o sobie czy o swojej przeszłości. Wiadomo, jak każda baba przy okresie, niekiedy złośliwa a często szczera aż do bólu, mówi to co myśli o danej osobie i nie wstydzi się tego. Uwodzicielska, choć nie radzę jej dotykać muaahaha. Choć stara się unikać kłopotów, to dość często jej to nie wychodzi, bo to kłopoty ją znajdują, a nie ona je.
|| Umiejętności || 
 Rei jest szybka jak błyskawica i jeszcze nikt nie zdołał wyłapać ją w biegu, gdy atakowała lub ścigała się. W miarę silna, opierała się głównie na swojej katanie, którą odcinała głowy i niezwykłej szybkości.
|| Broń || 
 Głównie japoński miecz - katana o długości powyżej 60 cm, jednosiecznej, o krzywej głowni i zaokrąglonym lub ściętym sztychu.
|| Lubi || 
 Zabawę z przyjaciółmi
 Ruch na świeżym powietrzu,
 Śmierć wrogów
 Zapach krwi
|| Nie lubi || 
 Gdy ktoś wiecznie marudzi, jakie to ma kiepskie życie, jaki to los nie jest sprawiedliwy
 Wysłuchiwania narzekań i plotkowania o wszystkim i wszystkich
 Strasznych nudów
 Brak zabawy przy wykonywaniu czynności
|| Boi się || 
 Że zaufa komuś, a ten ktoś ją zdradzi.
|| Zainteresowania || 
 Oj dużo by wymieniać...
 Taniec
 Śpiew
 Słuchanie głośnej muzyk
 Chyba zabawa, o to przede wszystkim xd
|| Rodzina || 
 YYY kiedyś ktoś tam był, ale co by tu opowiadać.
|| Zauroczenie || 
 Brak
|| Partner || 
 Brak
|| Ex || 
 Nick
|| Potomstwo || 

 Brak
|| Głos || 
 Ellie Goulding
|| Inne || 
 Brak
|| Skargi/Pochwały || 
 0/0
|| Kontakt || 
 Howrse: Ksana-Hares || Doggi: paulina1828

sobota, 6 lutego 2016

Od Lukas'a

Ostatnie zajęcia się skończyły. Gdy tylko mogłem ruszyłem na uliczki Silver Down. Ach, pieprzone głupoty. Że niby tamto, że niby inne gówno. Czasami przestaję rozumieć jak te 15-latki mogą mnie słuchać. Niech one zrozumieją, że ja pierdolę głupoty! Ale nie, w końcu jestem nauczycielem, nauczyciel taki mądry, wow.
*gdy już pojawiam się na miejscu*
Usiadłem przy barze.
-Co podać?- spytał starszy mężczyzna za ladą.
-To co zwykle.- sapnąłem. Położyłem głowę w rękach- Cholera...
-Nie choleruj tu tak. Wystraszysz klientów.
-A? To ty.- oprzytomniałem- Co ty tu robisz?
-Od sklepu dwa kroki, a trudno nie zauważyć jak zawsze wesoły nauczyciel chodzi smętnie po ulicy
-Nie wspominaj mi o tym. Te dzieciaki nie mają własnych rozumów!
-To tylko według ciebie wilkołaki są ciekawe. Inni po prostu wiedzą, że to bestie.
-No ale zastanów się. Być wilkołakiem, jakim cudem można być Żywiołakiem, mają moce, których nie posiadając Wojownicy. No i są też Demony. Poza tym sam mogę wybrać kim chcę być.
-I dlatego zostałeś nauczycielem?- spytał Muryo. Wkurzało mnie to, że jest taki natarczywy i będzie bronił swoich racji.
-Spieprzaj, chcę się kurwa odstresować! Za niedługo egzaminy! Bedą sprawdzać czy mogą już zabić wilkołaka. A to oczywiście na żywych wilkołakach!
-I martwisz się o nich?- uniósł brew
-Nie, ale to nauczyciel ma zabić jeśli podopieczny jest w potrzebie.
-Uchlej się- skomentował
-Że co?
-Nachlej, naćpaj, co chcesz. Wyluzuj.
-I mówi mi to człowiek o ostrych zasadach życiowych. Albo wiesz co?! Nie! Pójdę na miasto! I jeszcze kurwa zobaczysz!
-Co uda ci się nachlać?- zaśmiał się
-Wyluzować. Tam jest o wiele łatwiej.
-To możesz od razu zostać zwykłym człowiekiem.
-Spierdalam stąd. -założyłem czarną bluzę i wyszedłem z gospody.
*Wyczłapując z miasta* 
Wkroczyłem do pierwszego lepszego baru. Zamówiłem napój (sami sobie wymyśleć co xd). Usiadłem na jednym z krzeseł przy barze. Grała jakaś muzyka. Może nie w moim stylu, ale przynajmniej nie było tak jak na zajęciach. Na chuj ja zostałem nauczycielem?! A fakt, lepsze to niż masowe morderstwa. Chujnia, muszę się odstresować.
*Profesjonalne cięcie czasowe*
Siedziałem przy barze przy tym samym drinku co przedtem. Minęło może pół godziny. Mój dodatkowy zmysł nagle coś wyczuł. Ktoś tu wszedł. Był to wilkołak. Nie taki pospolity, jakbym mógł to ująć. Wstałem i wyłapałem kim była ta osoba. Siedziała w kącie, przy stoliku. Usiadłem naprzeciwko.
-Witam, miło poznać, Lukas z tej strony- powiedziałem stawiając drinka na stoliku.
-Że co, przepraszam?
-No tak, intrygujące.- skomentowałem
-Ekhem?- powiedziała. Chyba była w tej chwili opanowana.
-Co sądzisz o wilkołakach, które są demonami?- spytałem z chytrym uśmieszkiem. Takie zdania często nie kończyły się dla mnie dobrze, ale teraz musi mi się w końcu udać. Może teraz? Heh. Ale chyba niepotrzebnie zastosowałem taki uśmiech. Nie chce jej przecież mówić „Zabije wszystkie nadprzyrodzone istoty!”

Raksha?

Od Muryo cd. Lydii

-Co ty wyprawiasz! powiedziała podenerwowana kobieta
-Przestań podskakiwać nędzna larwo. Cuchniesz na kilometr!- przewróciłem oczami (tak, tak, raczej okiem, bo maskę i opaskę na gębie mam, ale pomińmy, czytaj dalej...)
-Wypraszam sobie!- spojrzałem na nią. Najwyraźniej próbowała się z tego jakoś wymigać- Zniszczyłeś mi zakupy!
-Niedawno jadłaś, a w końcu możesz sobie coś upolować.- powiedziałem spokojnym tonem. Jej ręka lekko zadrżała. Szybko zareagowałem i rzucając w jej stronę mały sztylet sprawiłem, że się uchyliła, ale do narzędzia przymocowana była nitka. Zaplatała rękę kobiety. Ta została pociągnięta w stronę ściany z muru. Przytulny zaułek z kilkoma kubłami na śmieci. Gdy tylko się zbliżyłem "nowa znajoma" wyciągnęła mały nożyk rozcinając sznurek i skacząc w moją stronę. Odchyliłem się kilka razy. Za którymś poczułem ból. Moja rana nadal nie została opatrzona.
-Masz zapał i nie używasz żadnych fajerwerków. Wojownik. - skomentowałem
-Jak miło, że znowu chcesz mi utrudnić życie jak przedtem.
-Utrudnić? To ty wywodzisz się z rasy zabójców matek i dzieci.- syknąłem w jej stronę.
Minęła mnie i pobiegła w stronę ulicy. Bez wilczej postaci jestem ją w stanie prześcignąć, jakoś dam rade. Dorwała się do torebki. Po chwili wyciągnęła z niej broń
-Myślałem, że teraz tylko kobiety w Niemczech noszą przy sobie broń. Ale ty to normalnie mogłabyś je uczyć jak bronić się przed obcymi.- skomentowałem kiedy wyjęła siekierkę. W torebce kobiety to jednak zmieści się wszystko.
Wykorzystując sytuację ułożyłem runę i już mogłem się uzdrowić. Rana przestała boleć i prawie zniknęła. Szkoda, że nie dałem rady zrobić tego wcześniej.
Kobieta podbiegła w moją stronę. Odskoczyłem w tył, a ona podążyła za mną. Stanąłem pod murem i nie ruszałem się. Wtedy po raz kolejny naskoczyła z zamachem.  Zdążyłem pojawić się za nią.
-Trochę szybciej.- powiedziałem, gdy jej siekiera wbiła się w ścianę.
-Trochę uważniej.- zaatakowała mnie nożem.
Odbiłem atak i z siłą zamachnąłem się w jej stronę. Coś chwyciło moją dłoń.
Prawą ręką z kieszeni mężczyzna wyjął pistolet.
-Wybacz, ale jeden Łowca tu wystarczy- powiedziałem gniewnie. Ten odsunął mnie od mojego celu. Nie protestowałem za bardzo. Walczyć chciałem tylko dlatego, że tacy jak ona zbili moją matkę.
-Ja jednak jestem przydatny. -powiedział. Gdy tylko spojrzałem dookoła nie widziałem już kobiety. Widocznie nie marzył jej się pojedynek z uzbrojonymi Łowcami. Zapewne tez była zmęczona. Zakapturzona postać zrzuciła kapuzę z głowy.
-Po cholerę to robisz?!
-Nie powinienem ci przerywać, ale uwierz M. po jakiego chuja ci to? I tak takich jest mało. Jeden z kilku
-Wyrzutków?- dokończyłem za niego
-Nie będę komentował, wolę siedzieć w szkole. Znasz mój stosunek do tego, nie miałbyś żadnej korzyści w jej śmierci.
-I tak nie przyznam ci racji. Jaka mnie znalazłeś?
-Dym o siarczystym zapachu. Akurat robiłem zwiad.
-Kurwa. Dobra, wracajmy- powiedziałem do mężczyzny


Lydia?

piątek, 5 lutego 2016

Od Mary

Przed chwilą wróciłam z miasta. Siedziałam teraz na starej kanapie, w małym domku w lesie. Jeden z czarnych kosmyków opadł mi na twarz. Jestem padnięta po całym dniu załatwiania spraw na mieście. Teraz mam czas dla siebie. Mogę odpocząć, albo zrobić coś pożytecznego. Nie lubię zachowywać się jak leń więc chwytam jedną z książek stojących na półce i zarzucam na siebie zieloną, skórzaną kurtkę. Wieczór za jakieś dwie godziny, posiedzę trochę na zewnątrz. Usiadłam wygodnie na jakimś kamieniu gapiąc się na jedną z wielu tutejszych łąk. Otworzyłam książkę. Była zatytułowana "Lśniący blask". Jakby nikt nie wiedział, że blask jest lśniący! Dobrze, że to przeczytałam, bo żyłabym dalej w takiej niewiedzy.
 ***
Przerzuciłam stronę dalej i zaczęłam czytać. Ogólnie lubię to robić, ale ta fabuła była nużąca. Niczym na niektórych lekcjach w gimnazjum. Hm, ale to już miałam za sobą, właściwie to całkiem dobrze. Jak mogłabym tęsknić za czymś co w aktualnej chwili, w czasie teraźniejszym nic mi nie daje?
Zaczęłam czytać jeden z dialogów w książce.
”-A czy pan rozważał wyrzucenie jej stąd?
-Jakże bym mógł, prędzej twa wszędobylska maszyna do produkcji łajna stąd zniknie”
-Serio? Czy ja byłam pijana kiedy to kupiłam w księgarni?- skomentowałam na głos- To nie jest śmieszne. Czy autor myślał, że „ wszędobylska maszyna do produkcji łajna” to dobry synonim do tyłka? Na prawdę? Very fun. Ostatni raz się tak śmiałam jak spadałam ze schodów.
Gdy tylko skończyłam cisnęłam książką do tyłu. Sfrustrowana spojrzałam na słońce, które było coraz niżej.
-Następnym razem nie słucham niczyich opinii o książce!- mówiąc to wstałam i chciałam podnieść książkę, która powinna leżeć kilka metrów ode mnie. Po przeszukaniu terenu oznajmiłam sobie sama sobie, że jej nie ma. Ale jak tak po prostu mogła zniknąć?! Nie do wiary.

<Ktoś?>

Od Rakshy cd. Adama

Adam podniósł mnie i posadził obok siebie na powalonym drzewie. Oparłam głowę na jego ramieniu, sama się nawet zdziwiłam z tego co robię. Objął mnie ramieniem, a drugą ręką zaczął gładzić po głowie... Cacy cacy (XD).
 - Co się stało?
Nie odpowiedziałam, nie chciałam, nie mam zamiaru się komukolwiek zwierzać. Chociaż tylko on i Hinami mi zostali, traktuję ich jak swoja rodzinę... która mnie zostawiła, albo ja ich... Nieważne.
Szybko otarłam łzy, zrobiłam mu kuksańca w bok i od razu się uśmiechnęłam.
 - Rakshuś, przecież płakałaś? - spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Kobiety zmienne są! - Wyszczerzyłam zęby
Ten westchnął i podniósł się z kłody.
 - Mam ochotę coś zrobić - popatrzyłam na niego.
 - Na przykład? - przekręcił głowę w bok, jak to robią psy w geście niezrozumienia.
 - Czyń honory, wskakuj pierwszy do wody - wskazałam na jezioro.
 - W zimie?
 - Nie pie*ol, nic ci się nie stanie - wstałam i podeszłam do brzegu - wskakujesz i...
Nie dokończyłam, złapał mnie w talii i wrzucił, zanurzając całą w wodzie. Gdy się wyłoniłam spojrzałam na niego złowrogo.
 - Wyglądasz teraz jak zmokła kura - zaśmiał się.
 - W czym ja ci niby przypominam kurę? - podpłynęłam do brzegu.
Nic nie powiedział, tylko wskoczył do wody jednocześnie zanurzając mnie razem z nim.
I teraz nagle sobie przypomniałam, nie zamknęłam drzwi od mieszkania. Wyszłam na brzeg i spytałam tego milorda:
 - Idziesz ze mną? Drzwi nie zamknęłam.

<Adam? Teraz jest łatwiej?>

czwartek, 4 lutego 2016

Od Adama CD Rakshy

Plum.
Kolejny kamień wylądował na dnie jeziora.
Plum.
Czekam już od jakiegoś czasu. Jeszcze dziesięć minut i wracam.
Plum.
Zaczął prószyć śnieg, ale ja nie odczuwam zimna.
Plum.
Coś za mną zaszeleściło.
-Adam - powiedziała cicho Raksha, a potem usłyszałem tylko łupnięcie.
Od razu się odwróciłem i zobaczyłem ją leżącą na ziemi. Płakała.
Poderwałem się i podbiegłem do kobiety. Chwyciłem ją za ramiona i podniosłem. Następnie posadziłem ją obok siebie na powalonym drzewie. Raksha oparła głowę na moim ramieniu, co mnie mocno zdziwiło, zresztą jak cała zaistniała sytuacja, jednak nie dałem tego po sobie poznać. Objąłem ją tylko ramieniem a drugą ręką zacząłem ją gładzić po głowie.
-Co się stało? - zapytałem patrząc na księżyc.


Ona jednak nie odpowiedziała. Nie wiem, czy nie słyszała, czy po prostu nie chciała tego zrobić. Widocznie miała ku temu powody.
Przymknąłem oczy i poprawiłem się na pniu.


<Raksha? JA PO PROSTU NIE MOGĘ, JAK MOGŁAŚ MNIE ZOSTAWIĆ Z CZYMŚ TAKIM>

Od Rakshy cd. Adama

-Na pewno? Przecież... - urwał. - Okej. Okej! Załapałem. Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Rozumiem. Mogłaś to powiedzieć wprost. Dzięki za wspólnie spędzony czas.
Patrzyłam jeszcze jak wzbija się w powietrze, później spuściłam głowę w dół, nie powiem, zabolały mnie te słowa... Raksha! Dość! Obiecałaś sobie, że będziesz silna, to taka masz być! Nie możesz sobie pozwolić na chwile słabości... To nie w twoim stylu.
Wzięłam głęboki wdech i przyśpieszyłam kroku, chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu. W między czasie coś mnie walnęło w twarz. To była kartka, pomięta karta, z której ktoś zrobił ptaka origami. Adam...
"Jak zmienisz zdanie, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
 Cioto."
Szybko przeczytałam to, co było zawartością kartki i włożyłam ją do kieszeni swojego płaszcza. Teraz tym bardziej chciałam znaleźć się w domu...
****
Zamykając drzwi od mieszkania oparłam się na nich i zsunęłam w dół, odchyliłam głowę do tyłu i wzięłam kilka wdechów...
Podnosząc się z ziemi wyciągnęłam kartkę, którą miałam cały czas w kieszeni płaszcza. Przeczytałam jej treść z jakieś pięćdziesiąt razy jak nie więcej. Zdjęłam płaszcz i położyłam go na fotelu, sama usiadłam na sofie z kartką w ręku.
Nie... muszę się napić...
Szybko poderwałam się z miejsca i podeszłam do barku. Wzięłam stamtąd kieliszek i wino półsłodkie. Może i to dla mnie jest mdłe, ale alkohol działa tak samo jak u normalnego człowieka. Otworzyłam butelkę i nalałam szkarłatnej cieczy do szklanego naczynia (ten opis .0.). Usiadłam z powrotem na sofie, tym razem z kieliszkiem w ręku zamiast kartki. Zdejmując buty podwinęłam kolana pod brodę. Włączyłam telewizję i co chwile zmieniałam kanały, upijając po kilka łyków wina.
I teraz to pytanie: Czy Adam był dla mnie kimś ważnym?
Był...
Przyjacielem
Których mam tylko dwóch
Z żadnym się nie widziałam przez długi kawał czasu... Zostali mi tylko oni.
Poczułam jak na moim policzku spływa łza, pierwszy raz od kilku wieków ją uroniłam. Pozwoliłam sobie na słabość.
Wstałam z sofy jak poparzona, wybiegłam z mieszkania boso, nie zamknęłam drzwi na klucz. Ale to w tej chwili mnie najmniej obchodziło, chciałam się z nim pogodzić.
Wbiegłam do lasu i próbowałam wywęszyć jego zapach. Biegłam przed siebie i czułam jak moje policzki coraz bardziej zalewają się łzami.
W końcu trafiłam nad jezioro, zatrzymałam się. Tu jest Adam...
 - Adam - szepnęłam po czym upadłam na ziemię i zaczęłam ryczeć...

<Adam? Ratuj sytuację, Raksha ma depresję XD>

Od Adama CD Rakshy

Zignorowałem jej uwagę.
-Odprowadzę cię - powiedziałem i zrównałem się krokiem z kobietą.
-Naprawdę, nie trzeba - oznajmiła chłodno i się zatrzymała piorunując mnie wzrokiem.
-Na pewno? Przecież... - urwałem. - Okej. Okej! Załapałem. Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Rozumiem. Mogłaś to powiedzieć wprost. Dzięki za wspólnie spędzony czas.
Wypuściłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Po chwili byłem już na dachu najwyższego wieżowca w okolicy. Usiadłem tam po turecku i wyciągnąłem z kieszeni zmiętą kartkę i ołówek.
Na kartce szybko napisałem:
"Jak zmienisz zdanie, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
 Cioto."
Potem zacząłem z liściku składać ptaka z origami, a następnie położyłem go sobie na otwartej dłoni.
-Do Rakshy - powiedziałem, a wtedy ptaszek ożył i sfrunął z budynku.
To był sposób komunikacji wymyślony przeze mnie w czasach młodości. Piszesz albo rysujesz coś, składasz i wysyłasz. Proste? Jak najbardziej.
Podniosłem się i otrzepałem. Co, śmiertelnicy tu nie sprzątają? Hm, możliwe.
Zeskoczyłem  z wieżowca i rozkoszowałem się pędem powietrza. Cały świat jednocześnie migał i zlewał się. Dopiero kiedy byłem około metr nad ziemią rozłożyłem skrzydła gwałtownie wznosząc się do góry. Kochałem to robić.
Skierowałem się na zachód, w stronę jeziora. Dawno mnie tu nie było. Jednak ona mnie tu znajdzie. Jeśli tylko będzie chciała.


<RAKSHA CWELUNGU DO CZEGO TY MNIE ZMUSZASZ> 



środa, 3 lutego 2016

Od Danielli

Przebudziłam się. Nie no już nie zasnę, za cholerę, nie ma szans. Dobra, skończ już marudzić. Kolejna nieprzespana noc. Coś ciągle nie daje mi spać. No po prostu nie mogę i już, ale dlaczego? Tabletki nie działają, inne 'sposoby domowe' też. Ehhhhhh... Trudno, trzeba żyć dalej. Spojrzałam na zegarek- 6.29. Tak... Ten refleks. Rzuciłam się jeszcze na poduszkę, próbując na chwilę się 'wyłączyć'. Budzik się odezwał... CO ZA DURNY BUDZIK. No chwila błagam, zamknij się, zlituj. Dzwonił i dzwonił. Skończył! Jest sukces. No, ale co mi to dało, skoro i tak muszę wstać? Zerwałam się wstając równo na nogi. Mroczki przed oczami! Kurna no kiedy się nauczysz, żeby nie wstawać tak szybko? Usiadłam. Dobra, minęło, można powoli wstać. Dzień jak każdy inny... Umyłam się, ogarnęłam włosy, przebrałam. Idę do kuchni, otwieram lodówkę: to nie, to za często, to na kolację, to na jutro, a to jadłam wczoraj. No nie ma co jeść! Lodówka pełna po brzegi, a nie ma co zjeść. No normalka. Hehe, dodatkowo zamykając drzwi od lodówki spadła szklanka i się stłukła. Myślałam, że pęknę ze śmiechu. Ta ironia losu. Nie mogłam się uspokoić. Szybko sprzątnęłam cały ten bałagan i poszłam sprawdzić czy nikogo nie obudziłam. Alex i Jasmine- śpią, w końcu mają chyba najmocniejszy sen. Jack wyjechał do kolegi i dopiero wróci za kilka dni. Otworzyłam powoli drzwi do pokoju Matthev'a i zajrzałam.
- Aaaaaa!- krzyknęłam i szybko się cofnęłam, niemal się przewracając.
Idiota stał przed drzwiami i mnie wystraszył.
- Hahahaha- zaczął się śmiać -No po prostu kocham Cię za to.
- Ha-ha... Ale śmieszne. Przecież ja za niedługo tu na zawał zejdę! Ogłupiałeś?- mówiłam coraz bardziej wkurzona.
- Możliwe. Chociaż pewnie już dawno. Ale tak serio to sorry, po prostu nudziło mi się i nie mogłem spać. Kiedy usłyszałem, że ktoś łapie za klamkę podszedłem szybko, no nie mogłem się powstrzymać.
- Dobra, dobra. Nic się nie stało, ale nie rób tak więcej, błagam.
Tak wygląda właśnie życie z rodzeństwem... Pełno przygód, ale to dopiero początek. Poszłam z Matt'em do kuchni. Usiadł przy stole patrząc na mnie jak na debilkę- no nie powiem, mogłam tak wyglądać.
-Co by tu zjeść, no co zjeść... Nie mam ochoty na nic- marudziłam ciągle -dobra, odpuszczam sobie, dzisiaj zjem coś na mieście.
Zerknęłam na zegar- 6.40. Jeszcze mam dużo czasu...
Usiadłam naprzeciwko Matthev'a.
- Zajmiesz się dzisiaj Jasmin? Alex ma iść do koleżanki, a ja dzisiaj muszę zostać dłużej w pracy-spytałam.
- Jasne. Nie ma problemu, cały dzień jestem w domu, więc spoko.
- Dzięki- powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Czekaj! Ty dzisiaj tak rano do pracy? Od kiedy?- zatrzymał mnie.
- Spokojnie. Nie martw się, wiem co robię, jeszcze.- powiedziałam przytulając się do niego i wyszłam z domu.
Wolnym tempem szłam po prostu przed siebie. Lampy wciąż się świecą- w końcu ciemno jeszcze. Po dzisiejszym poranku widać, że z Matthev'em mamy dobre relacje. Ogólnie całe nasze rodzeństwo wspiera się, pomaga sobie. Nie wiem co Nas tak do siebie zbliżyło, ale moim zdaniem to dobrze. Przynajmniej wiemy, że zawsze możemy liczyć na pomoc. Ale żeby nie było- idealne rodzeństwa nie istnieją. Kłócimy się czasem o jakieś bzdury czy straszymy, a dobrym przykładem jest dzisiejszy poranek. Byłam lekko zdziwiona. Dochodzi 7 a na mieście takie pustki. Cóż, może ludzie wolą spać? W pewnym momencie mocno zaburczało mi w brzuchu. Dobra, już cicho. Zawróciłam i szłam w stronę Puszczy. Z tego co pamiętam zawsze uczyli mnie, że śniadanie jest podstawą dnia, więc zjem. Na granicach miasta przemieniłam się już w wilka. Ten moment jest taki piękny. Uwielbiam go. Zaczęłam iść w głąb lasu. Dziwne. Tyle nowych zapachów. Okej, lepiej skupić się na polowaniu, a nie nowych wilkach, czy coś. Chociaż zawsze mogą być dla mnie zagrożeniem... Teraz gdy jestem osłabiona i tak dalej powinnam... Co ja gadam. POLUJ I JUŻ. Węsz jakąś zwierzynę, a nie innych. Nagle poczułam znajomy zapach, taki... pyszny. Mmmmmmmm... czyżby gdzieś sobie hasała sarenka? Trzeba to sprawdzić. Zaczęłam iść cichutko, powolutku w stronę woni. Nagle w liściach coś zaszeleściło. Stanęłam nieruchomo i przypatrywałam się krzakom, gdzie zauważyłam mały ogonek. Skradałam się coraz bliżej i bliżej. Kiedy byłam już około 2 metry od krzewów rzuciłam się w nie i zaczęłam szukać zdobyczy. Piękna młoda sarenka. Złapałam zębami jej kark i skręciłam. Wiem, że to okrutne, ale każdy jakoś musi wyżyć. Nieopodal znajdowała się polana, więc udałam się na nią. Weszłam na kamień położyłam sarnę przed sobą i zaczęłam delektować się posiłkiem. Nasycona poczęłam kierować się w stronę miasta. Żałowałam, że polując na posiłek nie użyłam swoich żywiołów, ale muszę się lekko oszczędzać. Wolę zachować siły na bardziej 'wypadkową' sytuację. Wchodzącdo miasta zmieniłam się w człowieka. Sierść zaczęła wypadać, nogi wydłużać... Piękny moment, niby nic takiego, ale jest to piękne. Spojrzałam na telefon- 10.00. No to nieźle mi zeszło. Wyjęłam słuchawki, podłączyłam do MP4 i udałam się do parku. Spacerowałam słuchając muzyki. To mnie uspokaja. Wtedy rzeczywistość nie jest taka szara. 'Wyłączam' się od wszystkiego. Wokół mnie pojawiają się różne niemożliwe rzeczy. Po około godzinie poszłam do sklepu, po małe zakupy. Kupiłam picie, szampon, kalendarz bo mi się spodobał... Takie podstawowe rzeczy i coś co tam się napatoczyło. Wróciłam do domu.
-Czeeść.- powiedziałam.
Zero odpowiedzi. Jedynie przybiegły do mnie psiaki. Hmmmmm... Czyżby jeszcze spali? Obleciałam wszystkie pokoje- nikogo nie ma. Hm, ciekawe. Wypakowałam wszystkie zakupy i zaczęłam dzwonić do Matt'a. Nie odbierał. Coraz bardziej się niepokoiłam. Nakarmiłam psy i wyszłam z domu. Tym razem poszłam do stajni odwiedzić Alfie. Wyczyściłam ją, dałam trochę smakołyków i zaczęłam wracać do domu. Włożyłam już klucz do drzwi i chciałam przekręcić, ale były otworzone. Weszłam do domu i rzuciłam się na swoje łóżko. Nastawiłam sobie budzik i zasnęłam...
* * *
Obudziłam się  jakoś sama z siebie i zerkłam na zegarek- 17.50.
- Nie zdążę! Spóźnię się!- zaczęłam krzyczeć.
Nagle z kuchni wyszła Alex.
- Spokojnie siostra!- zaczęła mówić -Tylko spokojnie. Twój budzik dzwonił, ale się nie obudziłaś, a ja nie miałam serca tego zrobić.
- Aaaaaaa! Muszę szybko iść do klubu! Szef mnie zabije!
- Ciebie? Po pierwsze jesteś chyba jego najlepszą pracownicą, a po drugie nie dał by rady Tobie.- powiedziała śmiejąc się.
- Dobra, muszę iść!- odparłam wybiegając z domu.
Po drodze spotkałam się z Matt'em. Wracał z Jasmin do domu. Powiedziałam tylko cześć i biegłam dalej. Co chwilę spoglądałam na zegarek pilnując czasu. Weszłam do klubu i od razu poszłam się przebrać. Miała nadzieję, że szef może niczego nie zauważy. Weszłam za ladę i przywitałam się z moim kolegą- również barmanem. 18.02. Dwie minuty, to nic. Chyba. Szukałam sobie zajęcia. Wytarłam wszystkie stoliki, pozamiatałam trochę, wyczyściłam wszystkie szklanki, kieliszki itp. Weszłam na zaplecze, bo kończyła się już woda. Nagle wpadł szef i oznajmił mi, że kolejnego dnia po pracy jak zamkniemy mam u niego zostać. Poczułam dreszcz. Lekko się przestraszyłam, ponieważ... jest dość ostry na ogół, ale próbowałam o tym zapomnieć i zająć się pracą. Zaczęli zbierać się klienci. Młodzi ludzie. Co oni robią ze swoim życiem? Po co tyle pić aż do nieprzytomności... Tylko sobie życie marnują. No, ale już tak jest i trudno. Imprezka nieźle się rozkręciła, co chwilę nalewałam drinka, po drinku. Nie mogłam się już doczekać końca, ponieważ byłam strasznie zmęczona. Marzyłam już o cieplutkim łóżku w domu. Wyszłam na dwór zapalić papierosa, żeby trochę się 'podnieść'. Szczerze to pomogło mi to. Poczułam się pewniej. Wszystko szło jak zawsze. Do baru podeszła jakaś postać i usiadła na przeciwko mnie. Zapytałam więc:
- W czymś pomóc? Coś podać?

< Ktosiu cóż Ci podać? >

Od Rakshy C.D Adama

Poczułam jak Adam nachyla się nad moim ramieniem i szepcze:
 - Postaraj się zachowywać naturalnie. Albo, jeśli chcesz... To możemy iść gdzie indziej.
 - Daj sobie spokój, zostajemy - złapałam mężczyznę za nadgarstek i pociągnęłam do najbliższego stolika. Usiadłam na przeciwko niego, jak tak teraz na niego patrzę, to nadal widzę idiotę. Namawiającego mnie idiotę, na skok z wieżowca. Bo i tak wie, że przeżyjemy. Chyba nigdy moje zdanie o nim się nie zmieni.
Jak doszło co do czego zamówiłam Frappe, a on... to samo co ja. Czy on lubi kawę rozpuszczalną zmiksowaną z mlekiem i z cukrem? Dobra, nie wnikam.
****
 - Raksha? - spytał się idąc obok mnie z głową spuszczoną w dół.
Było już ciemno, grubo po ósmej. Powoli mam go dość...
 - Hmm?
 - Gdzie mieszkasz?
Zerknęłam na niego zdziwiona, nie wiesz gdzie. To jest za bardzo bogata dzielnica byś tam się znalazł.
 - Tam, gdzie ty nie możesz - uśmiechnęłam się pod nosem i przyśpieszyłam kroku.


< Nie mam weny ćfoku >

Od Adama CD Rakshy

-Oj, Rakshuś, już się nie złość - powiedziałem i objąłem dziewczynę ramieniem, jednak ona mnie odepchnęła.
-Spi*przaj!
Skrzyżowałem ręce na piersi.
-Okej, okej, masz mnie. Przepraszam. Już dobrze?
Raksha nic nie powiedziała, jednak widziałem, jak uśmiecha się pod nosem.
-No weź! - obruszyłem się, zmarszczyłem brwi i w geście protestu tupnąłem nogą, tak, jak to robią małe dziewczynki. Wtedy już nie wytrzymała i wybuchła śmiechem.
-Kiedyś ci dowalę - rzekła dalej się śmiejąc.
-Tylko na to czekam. Dasz się zaprosić na kawę?
Widać było, że się zastanawia, ale po chwili kiwnęła głową. Włożyłem ręce w kieszenie. Ludzkim dzieciom rodzice powtarzają "Nie rób tego w towarzystwie, tak nie wypada!"... Ale co mnie to?

Jakiś czas później...

Weszliśmy do kawiarni Esmouth. Po drodze rozmawialiśmy o różnych rzeczach - w końcu naprawdę dawno się nie widzieliśmy. A Raksha... Raksha się zmieniła. Wydoroślała, i w ogóle. W sumie to nie ma znaczenia. Ale stop, to nie jakiś pamiętniczek, mam tutaj opowiadać historię! Na czym skończyłem? Aha...
Gdy tylko wszedłem do lokalu poczułem charakterystyczny odór.
Łowca.
Nachyliłem się do Rakshy i uśmiechnąłem się lekko, żeby nikt nic nie podejrzewał.
-Postaraj się zachowywać naturalnie. Albo, jeśli chcesz... To możemy iść gdzie indziej. - szepnąłem.


<Raksha? Co robimy? :3>



wtorek, 2 lutego 2016

Od Hinami

Siedziałam tego ponurego dnia na ławce w parku, patrząc w pochmurne, szare niebo. Porywisty, chłodny wiatr wiał z północy, mówiący sam za siebie o nadchodzącej ulewie. Westchnęłam cicho, myśląc o czymś, jednak mały zwierzak wyskoczył mi na kolana.
- No co malutka? - odparłam głaszcząc delikatnie rudą wiewiórkę. Z chmur wolno zaczęły spadać pierwsze zimne krople deszczu, były duże, lecz kiedy leciały szybciej zmniejszając swoją objętość, czym były bliżej ziemi stawały się drobne jak mak. Powietrze było rześkie, takie bez skazy, przyjemnie się oddychało. Chwilę siedząc w ulewie, stwierdziłam, że warto pójść do restauracji i napić się ciepłego kakao. Wstałam wolno i ruszyłam prosto przed siebie idąc pustą ulicą. Założyłam kaptur na głowę oraz owinęłam się szczelnie chustą. Zatrzymałam się na krótko przed restauracją "Epicure". Był to budynek 2 piętrowy, z dużymi weneckimi oknami ozdobionymi filarami. Drzwi były zrobione drzewa bukowego, ozdobione złotymi wzorami. Z wyglądy można by stwierdzić, że była to restauracja dla bogaczy, jednak nim otwarto tutaj restaurację, znajdował się tu ratusz. Wchodząc do środka, można było podziwiać piękne wnętrze, podłoga z paneli, pomalowane na beżowo ściany ozdobione pięknymi obrazami wspaniałych malarzy, lampy wiszące wysoko u sufitu.
Gdzieniegdzie znajdowały się rośliny ozdobne. Po prawej i lewej stronie, od drzwi głównych znajdowały się okrągłe stoliki, były tylko mieszące dwie czy trzy osoby. Na nich był położony śnieżnobiały obrus, a na środku świeczka, obok której stał piękny liliowy storczyk. Naprzeciw drzwi, stał bar, gdzie było mnóstwo alkoholi i różnego rodzaju napoi. Obok baru, po lewej i po prawej stronie znajdowały się drzwi na kuchnię, a obok tych drzwi były schody wyłożone czerwonym dywanem, prowadzące na 1 piętro. Nie wchodziłam tam, ponieważ tam na drugim piętrze była strefa palaczy. Na dachu był ogród - piękny, z mnóstwem kwiatów. Tam też można coś zjeść, jednak należy pamiętać, że wtedy padał deszcz.
Po bokach schodów były ubikacje, dla inwalidów, mężczyzn i kobiet. W całej restauracji było strasznie tłoczno, nie dziwię się - nie dość, że piękne wnętrze, to na dodatek pyszne i tanie jedzenie. Nim weszłam tutaj, zdołałam przeczytać zgłoszenie o pracę. Potrzebują 3 barmanów i 5 kelnerów. Usiadłam sobie przy stoliku, który znajdował się na samym końcu ogromnej sali. Wzięłam do ręki menu, zdejmując kaptur, popatrzyłam co mają w spisie, jednak nie było nic takiego, co mnie zainteresowało. Wtem podszedł do mnie kelner ubrany w białą koszulę z kieszonką na piersi, w której był długopis, a obok niej była plakietka z imieniem i nazwiskiem, miał na sobie czerwony krawat i czarny fartuch zawiązany wokół bioder. Jego włosy były dość ciemne, a oczy szare, przyznam, że był bardzo przystojny, mimo, że był kierownikiem.
-Dzień dobry, ma pani jakieś zamówienie? - spytał wyciągając notes z fartucha.
-Ciepłe kakao poproszę... - odparłam cicho uśmiechając się sztucznie, miałam już taką wprawę, że ciężko było odróżnić mój naturalny uśmiech od udawanego. Chłopak zniknął w kuchni, a po chwili przyniósł to o co prosiłam.
-Proszę! - powiedział kładąc napój na stolik. - Coś jeszcze? - spytał.
-Nie, dziękuję. - odparłam. Mężczyzna odszedł a ja wzięłam się za picie. Ciepło napoju sprawiło, że poczułam się znacznie lepiej. Wtem ktoś podszedł do mojego stolika, nie podnosiłam wzrok na daną osobę.
-Można się przysiąść? - usłyszałam głos. Był jakoś dziwnie znajomy... Ale nie, to przecież niemożliwe.
Kiwnęłam głową, zgadzając się. Powoli moje ubranie wysychało na mnie, a wiewiórka, która mnie polubiła wyszła z kieszeni i ułożyła mi się na kolanach.
-Hm.. Jak się nazywasz? - spytałam po raz pierwszy podnosząc wzrok na przybysza.

< Jakiś ktoś? :3 >


// Ostrzegam - to najprawdopodobniej jedyne takie długie opowiadanie na wstęp, reszta będzie nieco krótsza. No, przepraszam za błędy stylistyczne, czy inne gówna, ale przecież wielcy pisarze też mają ludzi od korekty XD //