Gdy tylko wybiła godzina wieczorna wyszedłem na miasto. Jeszcze przed chwilą siedziałem w Silver, a teraz musiałem się stamtąd ruszyć.
Idąc chodnikiem musiałem przypomnieć sobie jakie dostałem informacje. Gdzie to ja konkretnie miałem iść? Ach tak, jakiś nędzny bar. Nie chcąc zdejmować maski, ani opaski na oko założyłem bandanę zasłaniającą elastyczny materiał i zarzuciłem kaptur. Wkroczyłem do pomieszczenia. Zapach alkoholu, papierosów. Usiadłem na chwilę przy barze. Spojrzałem na barmana
-Wódka z lodem, z dodatkiem wody, bez wódki- powiedziałem szybko i czekałem aż mężczyzna nalał mi cudownego napoju.
"Eh, będę musiał się napić przez materiał. Przyłaź szybko ty szujo..."- pomyślałem. Obracałem w dłoni szklankę z wodą i lodem. Nie miałem aż tak większej chęci aby coś tu spożywać. Czekałem tylko na jedną osobę. Kolejne personalia wchodziło do lokalu, kolejne wychodziły. W końcu, pomiędzy smrodem karczmy coś wyczułem. Właśnie z niej wychodził! Wstałem i ruszyłem w stronę drzwi. Po drodze zderzyłem się z zapachem, a raczej smrodem ogromnej ilości perfum. Ominąłem tą "wypachnięta" kobietę nie zwracając na nią zbytniej uwagi. Gdy byłem już na zewnątrz kątem oka zauważyłem "jego". Skręcił.w cichą uliczkę. Szybko tam za nim dotarłem. Stało się to, czego się obawiałem. Ta szuja próbowała uciec. Wspinała się właśnie na dach jednego z niskich bloków. "Szybki jest, 4 piętra w tak krótkim czasie".
Nie miałem czasu do stracenia, jeśli go zgubię mogę zapomnieć o zapłacie. Przyspieszyłem. Wskakując na śmietnik uczepiłem się drabinki, którą wykorzystałem, aby wspiąć się na górę. Zauważyłem, że ten robal chce przeskoczyć na następny budynek. Wyciągnąłem żyłkę i zarzuciłem na jego kostki. On po prostu je przeciął, jednak zdołałem na chwilę go zatrzymać. Wyjąłem z kieszeni Kule Fuyna* i zarzuciłem na niego. Nie był w stanie się ruszać. Łuski przecięły linkę, ale nie był tak silny, aby ruszyć się po tym. Przygwoździłem go do ziemi
-No, n,o no. Reptilian, tego się nie spodziewałem.
-Spieprzaj!
-Nie będziesz miał tak ciętego języka, jak dowiesz się co cię czeka.- powiedziałem powoli. Zdjąłem kaptur i opuściłem bandanę, aby nie utrudniała mi kontaktu z tą łajzą.
-Bawisz się, w przebieranki, czy masz tak zjechany pysk- zaśmiał się ochrypniętym głosem przyjmując naturalny, oślizgły wygląd.
-Szukam niejakiego Wesza. Podobno coś o nim wiesz.- jaszczur nagle przestał się śmiać.
-Pieprzony łowca- syknął
-Co powiedziałeś?- spytałem łagodnie, przyłożyłem mu nóż do krtani.
-Możliwe, że coś wiem.
-Jaszczuroludzie, jak inne gady jesteście strachliwi. Gadaj!
-Przybiera ludzki wygląd. Białoskóry mężczyzna, pracuje w firmie "InterWic". Wysokie stanowisko, ma bliznę na lewym nadgarstku. Więcej nie wiem, puść mnie.
-Skoro więcej nie wiesz, po co mam cię puszczać. Nie lubię nadprzyrodzonych. Nie jesteś wilkołakiem, ale twoja śmierć i tak mnie usatysfakcjonuje.
-Nie rób tego!
-Nikt się nie dowie, spalę twoje zwłoki, ach, wszystko będzie pięknie. A ty tak pięknie prosisz. Jakby łowcy byli Bogami, którzy decydują o życiu i śmierci takich nadprzyrodzonych ścierw jak ty.- zatrzymałem się na chwilę i spojrzałem na niego- Jak myślisz?
Nic nie odpowiadał. Uśmiechnąłem się lekko pod maską.
-W tych sprawach faktycznie jesteśmy Bogami- powiedziałem i wbiłem mu nóż przez skoń. Umarł. Spaliłem jego zwłoki. Czekałem aż wypalą się do końca. Nikt nie zauważył nawet tego ognia. Stanąłem na skraju dachu i zeskoczyłem na dół.
-Ech, czas wracać do domu.- powiedziałem i ruszyłem do mieszkania znajdującego się w mieście, to kilka dzielnic stąd....
Lydia?
*Kule Fuyna- Kuleczki, wielkości paznokcia. Gdy przyczepią się do "ofiary" stają się bardzo ciężkie, co utrudnia "ofierze" poruszanie się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz