poniedziałek, 28 marca 2016

Od Rakshy CD Adam'a

  - Tam było pół miliona do cho*ry! - krzyknęłam, łapiąc się obydwiema rękami za głowę. To nie może być prawda!
 - Ile?!
 - Ponad pięćset tysięcy dolarów... w gotówce - głos zaczynał mi się łamać - to były moje jedyne pieniądze, a nawet jeszcze nie opłaciłam mieszkania na ten miesiąc. Wstałam i poszłam do salonu po portfel. Ktoś okradł mnie z moich jedynych oszczędności. Rozglądnęłam się po pokoju ze łzami w oczach. Gdyby był to tylko tysiąc, to srał go pies... ale to jest w ciul mamony! Ja za to mogłabym kupić pierdyliard i jeszcze trochę ciastek. Wyciągnęłam trzęsącą się ręką skórzany, czarny portfel z torebki. Wzięłam parę głębokich wdechów i zajrzałam do środka. Zostały mi tylko dwie stówy do końca kwietnia... Usłyszałam za sobą kroki... Odwróciłam się, a tam stał Adam z ładnie zapakowaną kopertą.
Rzuciłam się na nią, jak wygłodniały tygrys na swoją ofiarę. Szybko rozerwałam otwarcie i wyciągnęłam kartkę, na której było napisane:
"Raksho, moja droga koleżanko. Pozwoliłem sobie pożyczyć ograbić cię z forsy. Co prawda, nie było tam tego dużo, ale jak na razie wystarczy.
 - LS"
 - No szlag by go trafił! - rzuciłam list na podłogę i pod wpływem emocji zaczęłam po niej skakać. Pewnie wyglądałam jak idiotka, bo Adam zanosił się od śmiechu - czego rżysz pacanie?! - warknęłam. Ten tylko wzruszył ramionami.
Gdy trochę ochłonęłam, zsunęłam się na podłogę i zaczęłam ryczeć.
 - Ty naprawdę masz wahania nastroju. W ciągu pięciu minut byłaś przerażona, wku*iona i załamana jednocześnie. - przytulił mnie.
 - Ostatnio jej libido podskakiwało - usłyszałam. Gwałtownie obróciłam się i spojrzałam w podkrążone oczy Lydii. Włosy miała rozczochrane. Pojedyncze kosmyki spływały jej po twarzy, a na sobie miała najzwyklejsze dresy. Cała ona.
 - Co ty tu robisz? - spytałam, szybko wycierając łzy, które falami płynęły mi po policzkach. Wstałam i podeszłam ją przytulić.
 - Ano, tak wpadłam w odwiedziny. Przyszłam jeszcze tak gdzieś godzinę temu. Niestety, uprzedził mnie jakiś rudy koleś w garniaku. - opowiadała. - Wyglądał mi na podejrzanego typa, więc zaczęłam go śledzić. Po prawie dziesięciu minutach wyszedł z mieszkania, zabierając ze sobą jakąś czarną teczkę. Lazłam za nim aż do drewnianej chatki w lesie... A tak na marginesie, masz coś do żarcia?
Stałam oszołomiona z rozdziawioną buzią, wpatrując się w Lydię, która zmierzała w podskokach do lodówki. Otworzyła ją, wyciągnęła pęt kiełbasy i zaczęła go pałaszować. Potrząsnęłam głową, przywracając tym siebie do normalnego stanu, złapałam Adam'a za rękę o skierowałam się do drzwi, rzucając po drodze szybkie: zaraz wracam"... Dodałam do tego "pilnuj domu" i wybiegłam z mojego domowego zacisza.
Znam dwóch rudych chłopów w tym mieście, jeden to mój szef, a drugi to sprzedawca w sklepie, lecz zważając na podpis... To rudy sprzedawca Leon Sword mnie ograbił z oszczędności. Zabije tego pieprz*go ciula jak tylko stanie na mojej drodze. Wydłubie mu oczy i wsadzę mu je w d*e... Albo nie, pobawię się jego wnętrznościami i przytrzymam go przy życiu tak długo, jak tylko się da... A ja mu zaufałam... Doradzał mi jakie wino jest dobre, które mięso lepsze, ale nie! On ku*a musiał mnie okraść! Oj, będzie cierpiał, nie ma co.
 - Raksha? - spytał Adam, gdy wchodziliśmy coraz głębiej w las.
 - Ugh, co znowu? - mruknęłam obojętnie, co chwilę próbując wyczuć zapach rudzielca.

< Adaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam? Ciuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuulu?
:)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz