Ze wstrętem patrzyłem na Rakshę, która rozsmarowywała mi jakąś papkę pod oczami. I zamiast "Och, Adaś! Dziękuję, uratowałeś mi życie, czuwałeś nade mną całe dnie, jestem ci dozgonnie wdzięczna!", usłyszałem "Uuu, Adaś, wyglądasz paskudnie". Dzięki.
Jak już wycisnęła tyle, ile mogła, poszła umyć ręce, jednak wypadło jej mydło. Schylając się poślizgnęła się i upadła na podłogę. Stłumiłem śmiech i nachyliłem się, aby pomóc jej wstać, jednak wtedy sam straciłem równowagę i wywaliłem się prosto na Rakshę.
Zakląłem i już miałem się podnieść, gdy poczułem na sobie wzrok kobiety. Zapewne gapiła się na te tony mazidła, które mi nałożyła, ale... Nie. Patrzyła mi prosto w oczy, i to tak, jak nigdy nie patrzyła.
Nachyliłem się do niej i musnąłem jej usta swoimi. Delikatnie, ewentualnie powiem, że to przez przypadek. Jednak ona przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała mnie.
Zarzuciła mi ręce na szyję i wplotła palce w moje włosy... I wtedy oderwaliśmy się od siebie. Położyłem się obok Rakshy, a ona położyła mi głowę na ramieniu. Objąłem ją zupełnie ignorując fakt, że byliśmy na łazienkowej podłodze. Leżeliśmy na zimnych kafelkach, jednak byliśmy tak rozgrzani, że zdawały się parzyć. Byliśmy cali mokrzy (od mydlin, zboczuszku ;) ), jednak to też nie było teraz ważne.
Po dłuższej chwili usłyszałem miarowy oddech Rakshy. Podniosłem ją i zaniosłem na kanapę, po czym sam usiadłem tak, że jej głowa była na moich kolanach.
Zacząłem gładzić dziewczynę po włosach, jednak po jakimś czasie zapadłem w sen. Cichy, spokojny sen.
<Rakshuś? O luju, jak ja bardzo nie umiem pisać takich rzeczy ;_______;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz