Więc żyję. Jakoś. Życie idzie dalej. Przeszłość musimy zostawić za sobą, co było minęło. Teraz trzeba żyć chwilą i najwyżej myśleć o tym co będzie. Lekko już się 'ustawiłem' na nowo. Zaczynam żyć. Dosłownie. Budzik właśnie zadzwonił i trzeba wstać do pracy... Zjadłem śniadanie, wziąłem gitarę i ruszyłem do samochodu. Jechałem jak zwykle, czyli około 10minut. Wchodząc do szkoły zerknąłem jeszcze na zegarek- 7.30. Mam jeszcze pół godziny. Lubię być przed czasem, bo mam pewność, że na pewno się nie spóźnię. Wszedłem do pokoju nauczycieli- pustki. Nikogo. Pewnie mają lekcje od 7.10. Odłożyłem wszystkie papierki, nie papierki do mojej szafki i udałem się do sali muzycznej. Tam usiadłem na zapleczu i zacząłem stroić gitarę. Zacząłem grać pewną piosenkę, kiedy do sali ktoś wszedł. Nie przestałem grać, ale wstałem i wyszedłem z zaplecza. Wtem po sali rozniósł się piękny głos. To była Anna, prowadząca chór. Usiadłem na ławce, a Ann obok mnie śpiewając piosenkę. I tak minęło Nam pół godziny- na wspólnym śpiewaniu. Przerwał Nam dzwonek na przerwę. Ja zostałem w sali, a Anka wyszła. Lekcja się rozpoczęła. Zawsze czuję taką radość, kiedy do klasy wchodzą uczniowie, którzy są pełni życia i talentów, których w naszej szkole nie brakuje. Na koniec lekcji podeszła do mnie pewna dziewczyna. Poprosiła mnie o jakąś moją piosenkę, bo strasznie uwielbia jak śpiewam. Szukając swoich nut zacząłem mówić:
- Wiesz, masz wielki talent. Jak będziesz ćwiczyć to masz ogromne szanse na konkursach. Co do Twojej gry to świetnie sobie radzisz.
- Hehe, dziękuję. Podobno głos odziedziczyłam po mamie
- O! Mam. Trzymaj-powiedziałam dając dziewczynie nuty. - Graj, śpiewaj, próbuj. Powodzenia.
Teraz mam angielski, piętro wyżej. Trzecia klasa gimnazjum. Będzie ciekawie, jak zawsze.
*45 minut później*
Mocno się zdziwiłem. O dziwo lekcja była cicha, wystarczyło raz podnieść głos i od razu była cisza do końca lekcji. Dodatkowo wszyscy byli aktywni, aż chyba im postawię 5 za aktywność. Zasłużyli sobie, a co. Dzisiaj chyba mam jakiś dzień dobroci. Na szczęście to już koniec na dziś. Od samego rana jestem zmęczony. Dzisiaj tylko te 2 lekcje, bo inne klasy z którymi miałbym dalej zajęcia poszły do kina. Wychodząc ze szkoły odetchnąłem z ulgą. Wsiadłem w samochód i posiedziałem jakieś 5minut. Taki odpoczynek. Kiedy byłem już w domu, odłożyłem gitarę i rzuciłem się na łóżko.
- Wreszcie w domu!- krzyknąłem - Te 2 godziny się przedłużyły i to strasznieee...
Poleżałem jakieś 20minut i nic. Nie mogłem zasnąć. Wstałem i zrobiłem sobie kawę. Jak nie spać to się obudzić... Podszedłem do półki i wziąłem książkę, którą ostatnio zacząłem czytać. Czytałem, w spokoju popijając gorącą kawę. Czego jeszcze chcieć? Nagle coś mnie ruszyło. Odłożyłem książkę na półkę, kawę na stół, założyłem płaszcz i wyszedłem z domu. Na krótki spacer mi się zebrało. Ruszyłem w stronę parku. Wtem zobaczyłem tłum ludzi i karetkę. Blisko tego zdarzenia siedziała płacząca dziewczyna o ciemnych włosach. Jakbym ją skądś znał... Podchodząc bliżej zorientowałem się, że chłopaka potrącił samochód, a owa dziewczyna udzieliła mu pomocy. Kiedy odwróciłem się, nie było już jej... Dziwne. Udałem się w stronę lasu. Uwielbiam ciche i spokojne spacery po lesie, chociaż mam z nim złe wspomnienia. Przypomniało mi się pewne magiczne miejsce, gdzie spotykaliśmy się z Dan- moją przyjaciółką od dawien dawna. Piękne czasy. Wszystkie wspomnienia z nią powróciły... Zmieniając kierunek zacząłem tam iść. Kiedy byłem już bliżej ujrzałem ciemną postać siedzącą nad klifem. Kogoś mi przypominała, a mianowicie tą dziewczynę z miasta. Tak, to ona! Podchodząc bliżej zauważyłem, że byłą to... To Daniella! Niesamowite... W tym samym miejscu, o tym samym czasie... Płakała. Podszedłem do niej i kładąc dłoń na jej ramieniu powiedziałem:
- Nie płacz. Nie warto. To nie Twoja wina...
Dziewczyna odwróciła się i od razu uśmiechnęła. Przytuliłem ją, a ona wtuliła się w moje ramiona. Zrobiło mi się magicznie ciepło.
- To ty ratowałaś tego chłopaka?- spytałem
- Tak... Ale nie udało mi się, jak wszystko, jak zwykle...
- Ale przecież wiesz...
- Tak, wiem, to nie moja wina.- przerwała mi - Ale to mnie dobija, kiedy giną tak młodzi ludzie...
- Rozumiem Cię. Założę się, że nie Ty jedna tak myślisz... Mam propozycję. Mianowicie chodźmy do mnie. Jesteś wyziębiona, napijesz się czegoś ciepłego, chodź.
Dan zaczęła myśleć. Głęboko. Miała jakieś wątpliwości czy do mnie przyjść. Tą decyzję pozostawiłem jej. Nie będę jej do niczego zmuszać. Cierpliwie siedziałem i czekałem na odpowiedź...
<Daniella?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz