Dwa dni później... Gdy Raksha wybudziła się ze swojego zimowego snu...
Przewróciłam się na prawy bok... już nie spałam, chociaż nie miałam zamiaru otwierać oczu. Może powiedzmy to w inny sposób - udawałam, że śpię. Co chyba mi się udawało, gdyż ponieważ ktoś, kto był w pomieszczeniu... (Albo Adam, albo Hinami, mówiłam, że śmierdzą tak samo) niczego nie dostrzegł.
Dobra, idziemy na podbój wszechświata! Przeturlałam się na drugi bok - a przynajmniej tak myślałam, bo spadłam na podłogę. Wydałam z siebie jęk niezadowolenia i nie podnosząc się na nogi, próbowałam przeczołgać się do kuchni. Uniemożliwiły mi to dwie silne ręce, które złapały mnie na ramiona i przywołały do pozycji siedzącej. Przede mną usiadł wyższy o półtorej głowy ode mnie mężczyzna, wyglądający jak trup.
- O mój Boże! - krzyknęłam, łapiąc się ręką za serce. - Myślałam, że demona ujrzałam.
- Ja jestem demonem, Raksha - uśmiechnął się do mnie, przez co wyglądał jeszcze gorzej.
- Ano tak - pacnęłam się ręką w czoło - zapomniałam!
- Jak się czujesz? - spytał, łapiąc mnie za rękę.
Szybko ją zabrałam.
- Jestem brudna, śmierdzę, muszę załatwić moją potrzebę fizjologiczną i umieram z głodu - w tej właśnie chwili odezwał się mój brzuch.
Uśmiechnął się jeszcze raz, przez co nie wytrzymałam i złapałam go za twarz, przyciągając bliżej mojej. Zaczęłam oglądać jego wory pod oczami.
- Zrobię ci dzisiaj make-up, - zabrałam ręce - tak się nie pokarzesz na ulicy mój drogi.
- Ale Raksh...
- Bez dyskusji! - weszłam mu wpół słowa - a teraz idź, rób mi śniadanie!
Westchnął, po czym niespodziewanie podciągnął mi bluzkę i zdjął bandaż. Wpatrywałam się w niego jak w gwałciciela. Z ciekawości spojrzałam na swój brzuch. Nie ma rany! Yeah! Udam się na małe polowanie do Czwartej Dzielnicy.
- Nie jestem gwałcicielem, Raksha - poklepał mnie po brzuchu, po czym wstał i ruszył w stronę kuchni. Goootuj mi!
No ja tam Adam nie wiem, co ty robisz...
Raksha, ogar!
Walnęłam się w twarz ręką. Od razu lepiej.
Wstałam i wbiegłam do łazienki, zamykając się na klucz. Załatwiłam swoje potrzeby fizjologiczne, wzięłam prysznic, umyłam zęby, ogarnęłam twarz, kudły i wyszłam... Oczywiście w samym ręczniku, gdyż jak zawsze musiałam zapomnieć ubrań. Przebrałam się w pokoju. W mieszkaniu było ciepło, więc ubrałam się jak na lato, shorty, top i weszłam do salonu, gdzie Adam już zajadał swoją porcję.
- Na mnie nie łaska poczekać co? - rzuciłam, siadając obok niego na kanapie. Wzięłam swój talerz z tostami, kawę i zaczęłam to wszystko pochłaniać jak odkurzacz.
Gdy na naszych talerzach nie pozostało dosłownie nic, złapałam Adasia z rękę i zaprowadziłam do łazienki. Usadowiłam go przed lustrem. Z szafki wzięłam moją kosmetyczkę i wyciągnęłam korektor. Spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Zerknęłam na niego wzrokiem dodającym otuchy i zaczęłam rozprowadzać zawartość pod jego oczami... No i tam ten no... Zużyłam na niego połowę opakowania, gdyż wcześniej wyglądał okropnie!
Jak na złość myjąc ręce, musiało mi się wyślizgnąć mydło z rąk. Spadło na podłogę. Próbując je podnieść, poślizgnęłam się i upadłam na podłogę. Moje plecy już ją polubiły...
Nie tylko ja jestem taką niezdarą. Adam upadł na ziemię chwilę później, przygwożdżając mnie do podłoża. Nasze twarze dzieliły centymetry... No dobra... milimetry. Wpatrywałam się w jego piękne oczy...
Ku*a Raksha! Okres masz?! Zakochałaś się?! Mogłaś umrzeć i wszyscy mieliby święty spokój...
< Adaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam? Mam ochotę na dzikie seksy ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz