środa, 16 marca 2016

Od Danielli

Kolejny dzień zmarnowany na pracę. Nienawidzę swojego szefa. Czuję do niego taką nienawiść, że mogłabym go najzwyczajniej zabić, przecież to nic takiego dla mnie. Mogłabym mu pokazać prawdziwą siebie! Pokazać od innej strony, nie tej pokornej, milutkiej! Tej może gorszej, może lepszej, wszystko mu wykrzyczeć! Wydrzeć się, żeby nawet usłyszał ktoś na końcu miasta! Albo pokonać go jakimś żywiołem, a najlepiej ogniem, żeby go bolało! Żeby cierpiał! Należy mu się! Otworzyłam zaciśnięte dłonie. Ukazały się płomyczki, które z czasem, po każdym kolejnym słowie zamieniały się w coraz większe kule ognia. Poczułam na policzkach to ciepło. Takie przyjemne. Nadal przeklinałam swojego szefa, a w moich oczach można było zauważyć tą nienawiść i ogień. Sk*wiel je*any i już! SPOKÓJ! Zacisnęłam dłonie. Spokojnie. Opanuj się, przecież tak jest od zawsze. Już się przyzwyczaiłaś, to nic takiego. Uspokój się. Poderwałam się i poszłam do salonu. Z barku wyjęłam wino i polałam sobie. Usiadłam na podłodze i jednym łykiem wypiłam cały kieliszek. Nalałam kolejny. Chciałam już go wypić, gdy otworzyło się okno. Przeciąg. Odłożyłam wino i starałam się zamknąć okno za pomocą panowania nad wiatrem. Męczyłam się chyba jakieś 5 minut, ale udało się. Wiatr jest ostatnio wyjątkowo silny, ale ja muszę być silniejsza! Muszę ćwiczyć i trenować! Szczerze mówiąc, to ten wiatr jest dla mnie dobry. Powstrzymał mnie od wypicia kolejnej rundki wina. Długo to jednak nie trwało... Wzięłam książkę i zrobiłam sobie kanapki. W międzyczasie zajadałam je i popijałam winem. No od tej strony to nawet ja siebie nie znałam. Przeczytałam kilka stron i odleciałam...
***
Obudziłam się w swoim łóżku. Zdziwiło mnie to. I to bardzo. Nie pamiętam, żeby ktokolwiek był u mnie. Niepewnie wstałam i poszłam do łazienki. Ojojoj, chyba trochę wczoraj przesadziłam. Umyłam się, przebrałam i poszłam do kuchni. Usiadłam przy stole i opierając na nim ręce złapałam się za głowę.
- Ale mam kaca. Mam kaca. I to jakiego. Ludu ratujta.
Nalałam sobie wody. Wypiłam. Znowu. I tak ciągle kilka szklanek. Ciągle nurtowało mnie to w jakim sposób znalazłam się w łóżku. Pamiętam dokładnie, że zasnęłam z książką w ręku na dywanie. Książka! Podleciałam do półki. Nie ma. Cholera. No o co chodzi? Mam duchy w domu, czy jak? Zaczęłam się coraz bardziej niepokoić. O co może chodzić? Założyłam płaszcz i wyszłam z domu. Spacerowałam sobie po parku myśląc o wszystkim i o niczym. Cieszyłam się, że mam chociaż te kilka dni wolnego. Trzeba je jakoś wykorzystać... Podeszłam do przejścia dla pieszych. Już chciałam na nie wejść, gdy dostrzegłam pędzące auto. Zareagowałam w odpowiednim momencie- szkoda, że tylko ja. Zza moich pleców wybiegł młody chłopak, około 15lat. Wbiegł na pasy. Chciałam go złapać, jednak nie udało mi się. Wielki huk. Samochód potrącił go. Dużo krwi. Pojazd cały do kasacji. Kierowca wysiadł z auta i zaczął uciekać, kulejąc na lewą nogę.
- A idź ty zbrodniarzu!- krzyknęłam podchodząc do leżącego chłopaka.
Nie oddycha. Zaczęło się zbierać sporo gapiów. Ktoś zadzwonił już na pogotowie. Dobra Dan, pamiętasz to wszystko, a to jest tylko pikuś.
- 30:2... jak dziecko to na początku 5... Nie no taki chłopak to już nie dziecko- mówiłam sobie pod nosem. Zaczęłam w końcu działać. To było dla mnie straszne kiedy nie otwierał oczu, nie ruszał się. No mógłby się odezwać w końcu, mógłby zacząć oddychać. Po 15minutach przyjechało pogotowie. Ratownicy przejęli chłopaka i zajęli się swoją pracą. Odeszłam na bok. Z rozpaczą patrzyłam na całą sytuację. Załamana usiadłam na chodniku, opierając się o ścianę pobliskiego budynku. Masakra. Nagle pewien ratownik, patrząc na mnie spuścił głowę w dół zamykając oczy.Wiadomo co to oznaczało... Podszedł do mnie i oparł rękę na moim ramieniu.
- Przykro mi. Zrobiłaś, zrobiliśmy wszystko co mogliśmy... Nic więcej nie możemy...
Po jego słowach przytuliłam się do niego. Taki odruch jakoś. Mężczyzna objął mnie. Łzy spływały mi po policzkach strumieniami. Było mi smutno, że tak młodzi ludzie giną z własnej głupoty. Nagle coś mnie ruszyło wewnątrz. Odeszłam od całego miejsca sytuacji. Zmieniłam się w wilka i zaczęłam biec do lasu. Dobiegłam do wysokiego klifu. Stanęłam na krańcu przepaści i patrzyłam na jezioro znajdujące się poniżej. Kiedyś w miejscu gdzie stałam znajdowało się jezioro. Łączyło się ono razem ze zbiornikiem poniżej przez wodospad. To było piękne miejsce. Zresztą nadal jest. Powróciłam do postaci człowieka i usiadłam. Zaczęłam płakać. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu.
- Nie płacz. Nie warto. To nie Twoja wina...- usłyszałam.

<Kto ty? ;o>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz