-Odprowadzę cię - powiedziałem i zrównałem się krokiem z kobietą.
-Naprawdę, nie trzeba - oznajmiła chłodno i się zatrzymała piorunując mnie wzrokiem.
-Na pewno? Przecież... - urwałem. - Okej. Okej! Załapałem. Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Rozumiem. Mogłaś to powiedzieć wprost. Dzięki za wspólnie spędzony czas.
Wypuściłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Po chwili byłem już na dachu najwyższego wieżowca w okolicy. Usiadłem tam po turecku i wyciągnąłem z kieszeni zmiętą kartkę i ołówek.
Na kartce szybko napisałem:
"Jak zmienisz zdanie, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Cioto."
Potem zacząłem z liściku składać ptaka z origami, a następnie położyłem go sobie na otwartej dłoni.
-Do Rakshy - powiedziałem, a wtedy ptaszek ożył i sfrunął z budynku.
To był sposób komunikacji wymyślony przeze mnie w czasach młodości. Piszesz albo rysujesz coś, składasz i wysyłasz. Proste? Jak najbardziej.
Podniosłem się i otrzepałem. Co, śmiertelnicy tu nie sprzątają? Hm, możliwe.
Zeskoczyłem z wieżowca i rozkoszowałem się pędem powietrza. Cały świat jednocześnie migał i zlewał się. Dopiero kiedy byłem około metr nad ziemią rozłożyłem skrzydła gwałtownie wznosząc się do góry. Kochałem to robić.
Skierowałem się na zachód, w stronę jeziora. Dawno mnie tu nie było. Jednak ona mnie tu znajdzie. Jeśli tylko będzie chciała.
<RAKSHA CWELUNGU DO CZEGO TY MNIE ZMUSZASZ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz