-Przepraszam bardzo, jestem gościem! - powiedziałem udając oburzonego.
-Wali mnie to! - roześmiała się Raksha.
Zmarszczyłem brwi i zacząłem jeść śniadanie. Chwyciłem sól, żeby trochę doprawić, bo szefem kuchni to ona nie jest. I kto to mówi? Sam gotowałem parę razy w życiu i najsmaczniejsze to to nie było.
-Nie smakuje?
-Ależ skąd, smakuje. Ale mogłoby smakować lepiej.
-Spie*alaj - żachnęła się.
-Dobra, nie spinaj się. Bardzo smaczne.
Po skończonym śniadaniu podziękowałem i pozmywałem. Tak, to ostatnie jest do mnie niepodobne, ale skoro Raksha mi zrobiła śniadanie, to chyba mogłem się na to zdobyć.
Po tej czynności podszedłem do szafki na książki i wyjąłem tę największą - kucharską. Miała chyba z tysiąc stron!
Usiadłem na stole i otworzyłem książkę na kolanach. Ciasto? Nope. Zapiekanka? Nie... Coś, czego nazwy nawet nie potrafię przeczytać? Lepiej nie. Spaghetti? Dobra, niech będzie. Czego potrzebuję? Sosu i makaronu. No kto by się spodziewał?
Założyłem wczorajsze ubranie i wyszedłem na dwór. Po paru minutach byłem w sklepie. Krążyłem dłuższą chwilę między alejkami w poszukiwaniu koncentratu, ziół i makaronu, potem poszedłem do kasy, aby zapłacić. Było drogo, ale cóż poradzić - mus to mus.
Gdy byłem w domu spojrzałem na zegarek. Czternasta. Dobra, zacznę teraz, najwyżej wsadzę do lodówki.
Oparłem książkę kucharską o ścianę i wziąłem się do dzieła.
<Rakshuś? Smacznego 8) Oszczędziłam ci opisów nieudolnego gotowania Adasia :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz