Poczułam jak Adam nachyla się nad moim ramieniem i szepcze:
- Postaraj się zachowywać naturalnie. Albo, jeśli chcesz... To możemy iść gdzie indziej.
- Daj sobie spokój, zostajemy - złapałam mężczyznę za nadgarstek i pociągnęłam do najbliższego stolika. Usiadłam na przeciwko niego, jak tak teraz na niego patrzę, to nadal widzę idiotę. Namawiającego mnie idiotę, na skok z wieżowca. Bo i tak wie, że przeżyjemy. Chyba nigdy moje zdanie o nim się nie zmieni.
Jak doszło co do czego zamówiłam Frappe, a on... to samo co ja. Czy on lubi kawę rozpuszczalną zmiksowaną z mlekiem i z cukrem? Dobra, nie wnikam.
****
- Raksha? - spytał się idąc obok mnie z głową spuszczoną w dół.
Było już ciemno, grubo po ósmej. Powoli mam go dość...
- Hmm?
- Gdzie mieszkasz?
Zerknęłam na niego zdziwiona, nie wiesz gdzie. To jest za bardzo bogata dzielnica byś tam się znalazł.
- Tam, gdzie ty nie możesz - uśmiechnęłam się pod nosem i przyśpieszyłam kroku.
< Nie mam weny ćfoku >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz