środa, 3 lutego 2016

Od Danielli

Przebudziłam się. Nie no już nie zasnę, za cholerę, nie ma szans. Dobra, skończ już marudzić. Kolejna nieprzespana noc. Coś ciągle nie daje mi spać. No po prostu nie mogę i już, ale dlaczego? Tabletki nie działają, inne 'sposoby domowe' też. Ehhhhhh... Trudno, trzeba żyć dalej. Spojrzałam na zegarek- 6.29. Tak... Ten refleks. Rzuciłam się jeszcze na poduszkę, próbując na chwilę się 'wyłączyć'. Budzik się odezwał... CO ZA DURNY BUDZIK. No chwila błagam, zamknij się, zlituj. Dzwonił i dzwonił. Skończył! Jest sukces. No, ale co mi to dało, skoro i tak muszę wstać? Zerwałam się wstając równo na nogi. Mroczki przed oczami! Kurna no kiedy się nauczysz, żeby nie wstawać tak szybko? Usiadłam. Dobra, minęło, można powoli wstać. Dzień jak każdy inny... Umyłam się, ogarnęłam włosy, przebrałam. Idę do kuchni, otwieram lodówkę: to nie, to za często, to na kolację, to na jutro, a to jadłam wczoraj. No nie ma co jeść! Lodówka pełna po brzegi, a nie ma co zjeść. No normalka. Hehe, dodatkowo zamykając drzwi od lodówki spadła szklanka i się stłukła. Myślałam, że pęknę ze śmiechu. Ta ironia losu. Nie mogłam się uspokoić. Szybko sprzątnęłam cały ten bałagan i poszłam sprawdzić czy nikogo nie obudziłam. Alex i Jasmine- śpią, w końcu mają chyba najmocniejszy sen. Jack wyjechał do kolegi i dopiero wróci za kilka dni. Otworzyłam powoli drzwi do pokoju Matthev'a i zajrzałam.
- Aaaaaa!- krzyknęłam i szybko się cofnęłam, niemal się przewracając.
Idiota stał przed drzwiami i mnie wystraszył.
- Hahahaha- zaczął się śmiać -No po prostu kocham Cię za to.
- Ha-ha... Ale śmieszne. Przecież ja za niedługo tu na zawał zejdę! Ogłupiałeś?- mówiłam coraz bardziej wkurzona.
- Możliwe. Chociaż pewnie już dawno. Ale tak serio to sorry, po prostu nudziło mi się i nie mogłem spać. Kiedy usłyszałem, że ktoś łapie za klamkę podszedłem szybko, no nie mogłem się powstrzymać.
- Dobra, dobra. Nic się nie stało, ale nie rób tak więcej, błagam.
Tak wygląda właśnie życie z rodzeństwem... Pełno przygód, ale to dopiero początek. Poszłam z Matt'em do kuchni. Usiadł przy stole patrząc na mnie jak na debilkę- no nie powiem, mogłam tak wyglądać.
-Co by tu zjeść, no co zjeść... Nie mam ochoty na nic- marudziłam ciągle -dobra, odpuszczam sobie, dzisiaj zjem coś na mieście.
Zerknęłam na zegar- 6.40. Jeszcze mam dużo czasu...
Usiadłam naprzeciwko Matthev'a.
- Zajmiesz się dzisiaj Jasmin? Alex ma iść do koleżanki, a ja dzisiaj muszę zostać dłużej w pracy-spytałam.
- Jasne. Nie ma problemu, cały dzień jestem w domu, więc spoko.
- Dzięki- powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Czekaj! Ty dzisiaj tak rano do pracy? Od kiedy?- zatrzymał mnie.
- Spokojnie. Nie martw się, wiem co robię, jeszcze.- powiedziałam przytulając się do niego i wyszłam z domu.
Wolnym tempem szłam po prostu przed siebie. Lampy wciąż się świecą- w końcu ciemno jeszcze. Po dzisiejszym poranku widać, że z Matthev'em mamy dobre relacje. Ogólnie całe nasze rodzeństwo wspiera się, pomaga sobie. Nie wiem co Nas tak do siebie zbliżyło, ale moim zdaniem to dobrze. Przynajmniej wiemy, że zawsze możemy liczyć na pomoc. Ale żeby nie było- idealne rodzeństwa nie istnieją. Kłócimy się czasem o jakieś bzdury czy straszymy, a dobrym przykładem jest dzisiejszy poranek. Byłam lekko zdziwiona. Dochodzi 7 a na mieście takie pustki. Cóż, może ludzie wolą spać? W pewnym momencie mocno zaburczało mi w brzuchu. Dobra, już cicho. Zawróciłam i szłam w stronę Puszczy. Z tego co pamiętam zawsze uczyli mnie, że śniadanie jest podstawą dnia, więc zjem. Na granicach miasta przemieniłam się już w wilka. Ten moment jest taki piękny. Uwielbiam go. Zaczęłam iść w głąb lasu. Dziwne. Tyle nowych zapachów. Okej, lepiej skupić się na polowaniu, a nie nowych wilkach, czy coś. Chociaż zawsze mogą być dla mnie zagrożeniem... Teraz gdy jestem osłabiona i tak dalej powinnam... Co ja gadam. POLUJ I JUŻ. Węsz jakąś zwierzynę, a nie innych. Nagle poczułam znajomy zapach, taki... pyszny. Mmmmmmmm... czyżby gdzieś sobie hasała sarenka? Trzeba to sprawdzić. Zaczęłam iść cichutko, powolutku w stronę woni. Nagle w liściach coś zaszeleściło. Stanęłam nieruchomo i przypatrywałam się krzakom, gdzie zauważyłam mały ogonek. Skradałam się coraz bliżej i bliżej. Kiedy byłam już około 2 metry od krzewów rzuciłam się w nie i zaczęłam szukać zdobyczy. Piękna młoda sarenka. Złapałam zębami jej kark i skręciłam. Wiem, że to okrutne, ale każdy jakoś musi wyżyć. Nieopodal znajdowała się polana, więc udałam się na nią. Weszłam na kamień położyłam sarnę przed sobą i zaczęłam delektować się posiłkiem. Nasycona poczęłam kierować się w stronę miasta. Żałowałam, że polując na posiłek nie użyłam swoich żywiołów, ale muszę się lekko oszczędzać. Wolę zachować siły na bardziej 'wypadkową' sytuację. Wchodzącdo miasta zmieniłam się w człowieka. Sierść zaczęła wypadać, nogi wydłużać... Piękny moment, niby nic takiego, ale jest to piękne. Spojrzałam na telefon- 10.00. No to nieźle mi zeszło. Wyjęłam słuchawki, podłączyłam do MP4 i udałam się do parku. Spacerowałam słuchając muzyki. To mnie uspokaja. Wtedy rzeczywistość nie jest taka szara. 'Wyłączam' się od wszystkiego. Wokół mnie pojawiają się różne niemożliwe rzeczy. Po około godzinie poszłam do sklepu, po małe zakupy. Kupiłam picie, szampon, kalendarz bo mi się spodobał... Takie podstawowe rzeczy i coś co tam się napatoczyło. Wróciłam do domu.
-Czeeść.- powiedziałam.
Zero odpowiedzi. Jedynie przybiegły do mnie psiaki. Hmmmmm... Czyżby jeszcze spali? Obleciałam wszystkie pokoje- nikogo nie ma. Hm, ciekawe. Wypakowałam wszystkie zakupy i zaczęłam dzwonić do Matt'a. Nie odbierał. Coraz bardziej się niepokoiłam. Nakarmiłam psy i wyszłam z domu. Tym razem poszłam do stajni odwiedzić Alfie. Wyczyściłam ją, dałam trochę smakołyków i zaczęłam wracać do domu. Włożyłam już klucz do drzwi i chciałam przekręcić, ale były otworzone. Weszłam do domu i rzuciłam się na swoje łóżko. Nastawiłam sobie budzik i zasnęłam...
* * *
Obudziłam się  jakoś sama z siebie i zerkłam na zegarek- 17.50.
- Nie zdążę! Spóźnię się!- zaczęłam krzyczeć.
Nagle z kuchni wyszła Alex.
- Spokojnie siostra!- zaczęła mówić -Tylko spokojnie. Twój budzik dzwonił, ale się nie obudziłaś, a ja nie miałam serca tego zrobić.
- Aaaaaaa! Muszę szybko iść do klubu! Szef mnie zabije!
- Ciebie? Po pierwsze jesteś chyba jego najlepszą pracownicą, a po drugie nie dał by rady Tobie.- powiedziała śmiejąc się.
- Dobra, muszę iść!- odparłam wybiegając z domu.
Po drodze spotkałam się z Matt'em. Wracał z Jasmin do domu. Powiedziałam tylko cześć i biegłam dalej. Co chwilę spoglądałam na zegarek pilnując czasu. Weszłam do klubu i od razu poszłam się przebrać. Miała nadzieję, że szef może niczego nie zauważy. Weszłam za ladę i przywitałam się z moim kolegą- również barmanem. 18.02. Dwie minuty, to nic. Chyba. Szukałam sobie zajęcia. Wytarłam wszystkie stoliki, pozamiatałam trochę, wyczyściłam wszystkie szklanki, kieliszki itp. Weszłam na zaplecze, bo kończyła się już woda. Nagle wpadł szef i oznajmił mi, że kolejnego dnia po pracy jak zamkniemy mam u niego zostać. Poczułam dreszcz. Lekko się przestraszyłam, ponieważ... jest dość ostry na ogół, ale próbowałam o tym zapomnieć i zająć się pracą. Zaczęli zbierać się klienci. Młodzi ludzie. Co oni robią ze swoim życiem? Po co tyle pić aż do nieprzytomności... Tylko sobie życie marnują. No, ale już tak jest i trudno. Imprezka nieźle się rozkręciła, co chwilę nalewałam drinka, po drinku. Nie mogłam się już doczekać końca, ponieważ byłam strasznie zmęczona. Marzyłam już o cieplutkim łóżku w domu. Wyszłam na dwór zapalić papierosa, żeby trochę się 'podnieść'. Szczerze to pomogło mi to. Poczułam się pewniej. Wszystko szło jak zawsze. Do baru podeszła jakaś postać i usiadła na przeciwko mnie. Zapytałam więc:
- W czymś pomóc? Coś podać?

< Ktosiu cóż Ci podać? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz